"To nie nasza grupa była ściągana przez GOPR w tym dniu (my jesteśmy cali i zdrowi)" - pisze Sebastian Pająk, właściciel firmy "Spiders - Studio Treningowe". "Jesteśmy przegotowani i zaadoptowani do zimna przez odpowiedni trening. Morsujemy od pięciu lat, potrafimy siedzieć w zimnej wodzie po 30 minut, a jeden z uczestników nawet 53 minuty, codziennie bierzemy zimne prysznice oraz spacerujemy na sucho" - podkreślił Pająk. Organizator poinformował też, to było to ich trzecie wyjście w tym sezonie, a wcześniej zdobili już Tarnicę i Turbacz. Organizator wyprawy poddał natomiast pod wątpliwość stopień przygotowania technicznego ekipy, której uczestniczką była kobieta wymagająca interwencji GOPR-u. "Czy grupa ewakuowana była tak przygotowana, jak my? Nie sądzę, gdyż mijaliśmy ich na powrocie i plecaki mieli bardzo małe. Świadczy też o tym opis, gdzie to turyści zabezpieczali im ubrania. My mieliśmy wszystko z nawiązką, w razie zagubienia dodatkowe rękawiczki, czapki itd. Oczywiście życzyliśmy im powodzenia, wiedząc co ich czeka" - napisał Sebastian Pająk. "Nie uważamy się za 'niezniszczalnych' jednak nasze organizmy, odpowiednio zahartowanie (fizycznie i mentalnie), mogą wiele. To, jak spędzamy czas, jest każdego z nas wolnym wyborem, czasami łatwo kogoś ocenić, nie znając faktów i włożonej w to pracy - podsumował. Turystka z Babiej Góry przewieziona do Krakowa 43-letnia turystka, która próbowała wejść na Babią Górę ubrana w same szoty i stanik, została przewieziona ze szpitala w Suchej Beskidzkiej do szpitala im. Rydygiera w Krakowie na dalsze leczenie - poinformowała we wtorek rzeczniczka suskiego szpitala Monika Wróblewska. U kobiety pojawiły się komplikacje związane z odmrożeniami kończyn i z tego względu, po konsultacji lekarskiej, została przekazana do szpitala im. Rydygiera. Krakowski szpital nie udziela informacji o stanie zdrowia pacjentki. Mieszkanka Białej Podlaskiej wraz z czterema innymi osobami próbowała w minioną sobotę zdobyć szczyt Babiej Góry. Była to grupa tzw. "górskich morsów", dlatego wędrowała na górę w letnim ubraniu. W górach panowały wówczas skrajnie trudne warunki - odczuwalna temperatura na Babiej Górze wynosiła 20 stopni mrozu i obowiązywał drugi stopień zagrożenia lawinowego. Akcja ratunkowa na Babiej Górze Kiedy turyści dotarli w rejonie Gówniaka, 43-latka osłabła z powodu wychłodzenia. Turyści wezwali telefonicznie ratowników GOPR. Podczas oczekiwania na ratunek, będący w okolicy przypadkowi turyści w miarę możliwości podzielili się swoimi ciepłymi ubraniami z poszkodowaną. Na miejsce wezwania wyruszyła ponad 20-osobowa grupa ratowników z Grupy Beskidzkiej i Podhalańskiej GOPR.Kobieta w stanie głębokiej hipotermii, z widocznymi odmrożeniami, przytomna, ale bez logicznego kontaktu, w noszach została zniesiona na Przełęcz Krowiarki, gdzie została przekazana do karetki pogotowia. Pozostałe cztery osoby o własnych siłach, w asyście ratowników, zeszły na dół. Kobieta trafiła do szpitala w Suchej Beskidzkiej na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii w stanie głębokiej hipotermii. Temperatura głęboka jej ciała wynosiła zaledwie 25,9 stopni Celsjusza. W trakcie leczenia wyprowadzona została z hipotermii, i jak poinformowała rzeczniczka suskiego szpitala, stan jej zdrowia nie zagrażał życiu.