Do zbadania okoliczności tragedii ściągnięte zostały na spokojną dotąd wyspę na kanale La Manche posiłki policyjne z Londynu. Polska policja, na prośbę kolegów z Anglii przesłuchała rodzinę 30-latka. Przesłuchanie odbyło się w poniedziałek w Nowym Sączu w ramach pomocy prawnej, udzielonej na prośbę brytyjskich organów ścigania. Policja nie podaje bliższych szczegółów sprawy. - Materiały wysłano do Anglii - powiedział rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak. Śledztwo będzie długie i żmudne Policja brytyjska, powściągliwa w tej fazie dochodzenia, gdy chodzi o szczegóły, zapowiada długie i żmudne śledztwo, ze względu na skomplikowanie wielu wątków sprawy. Media, zarówno polskie i zagraniczne, zbierają dane na własną rękę i gubią się w domysłach, co mogło popchnąć męża atrakcyjnej kobiety i ojca dwójki dzieci do tak potwornego czynu. Czy była to zemsta za rozpad rodziny i za żonę, która podobno nie była mu wierna, czy też wynik pogłębiającego się stanu depresji, który wcześniej miał się już silnie objawić próbą samobójczą? Sądecki wątek, o którym głośno w stacjach TV, na portalach internetowych i w prasie, sprawił, że Nowy Sącz aż się trzęsie od plotek i komentarzy. Tym bardziej, że niektóre media podały pełne nazwisko domniemanego sprawcy. W Nowym Sączu żyją jego rodzice i siostra. Nazwisko męża pod jakim funkcjonuje nie jest przeszkodą, by była kojarzona z Damianem i z tym, co się wydarzyło. Tym bardziej, że przyjechał on do Polski między innymi na chrzciny jej dziecka. "To przeklęty blok" Sąsiedzi z klatki bloku na osiedlu Wojska Polskiego, gdzie jeszcze kilka dni temu u swoich rodziców przebywał Damian Rz. z żoną i dwójką dzieci, nie chcą wchodzić zbyt głęboko w sprawy osobiste. To kilkupiętrowy budynek. Jego mieszkańcy przeżyli już niejedną tragedię. - Panie, to szatański blok, przeklęty jakiś - mówi jeden z mężczyzn zamykając samochód pod klatką. - Chętnie bym sprzedał mieszkanie i się z niego wyniósł. - Zobaczyłam pod oknami policję, a później kamerę telewizyjną i coś mnie w gardle ścisnęło - opowiadała wczoraj rano lokatorka. Podobnie jak pozostałe sąsiadki nie chciała podać swojego nazwiska. - Nie mogłam w nocy spać. Poszłam do koleżanki i długo rozmawiałyśmy, czy to aby nie syn tych Rz. z góry. To straszne, bo cała historia pasowała. Chcieli kupić w mieszkanie? Inna z mieszkanek przypomina, że widziała żonę Damiana, Izabelę Rz. z dziećmi, sześcioletnią Kingą i półtorarocznym Kacprem jak spacerowali pod blokiem. - Wyjechali do Anglii z piątku na sobotę - mówiła. - Nie mogę uwierzyć, że już nie żyją. Sprawiali wrażenie wspaniałej rodziny. Matka Damiana opowiadała, że syn wraca do domu bardzo zdenerwowany, bo nie mógł odebrać od dewelopera pieniędzy. Młodzi mieli kupić w Sączu mieszkanie, ale coś nie wyszło. Podobno chcieli wycofać pieniądze i zaczęły się problemy. Rodziców Damiana od rana nie było wczoraj w domu. Przed wyjazdem stanowczo odmówili jakichkolwiek komentarzy dla mediów. Uczył się przeciętnie W Zespole Szkół Samochodowych w Nowym Sączu, gdzie uczył się Damian i gdzie przed dwunastoma laty zdał maturę, po świątecznym weekendzie zebrali się nauczyciele z dyrektorem i usiłowali sobie odtworzyć sylwetkę ucznia. Nie było to wcale łatwe. - Proszę się nie dziwić - mówi dyrektor Andrzej Góra. - Damian skończył szkołę w 1999 r. Jego rocznik przypadał na czas wyżu demograficznego. Mogło się wtedy uczyć u nas nawet 1800 uczniów. Na pewno w ponad 55-letniej historii szkoły nie mieliśmy takiej tragedii z udziałem naszego absolwenta. Przeglądamy razem z dyrektorem arkusze ocen Damiana, z których wynika, że w klasie A Liceum Samochodowego uczył się przeciętnie, na trójkach i czwórkach. Z zachowania miał oceny dobre i bardzo dobre. - Był uczniem nie rzucającym się w oczy - dodaje dyrektor Góra. "Był spokojny i normalny" - Zobaczyłam jego zdjęcie i nie mogłam skojarzyć - mówi Anna Nowak, ucząca Damiana historii. W podobny sposób mówi nauczyciel przedmiotów zawodowych Leszek Tucznio. Wychowawczyni klasy, prosząca o niepodawanie nazwiska, podkreśla, że zachowała w pamięci pozytywny wizerunek Damiana. - Nie opuszczał lekcji, był spokojnym, normalnym uczniem. Nie było z nim żadnych kłopotów. Przeglądam portal "Nasza klasa", wspominam klasę, którą w całości doprowadziłam do egzaminu maturalnego. Przeżywam prawdziwy szok - dodaje. O szoku mówi wielu sądeczan, bo są już po lekturze wstrząsających opisów zbrodni i porażających relacji świadków z Jersey. Podejrzany o dokonanie mordu Damian Rz. po nieudanej próbie samobójczej znajduje się obecnie w szpitalu w stanie ciężkim. Według lekarzy jest duże prawdopodobieństwo, że przeżyje. Straszliwa zbrodnia Do tragedii doszło po południu w niedzielę, dzień po przyjeździe rodziny Rz. z Polski. Sąsiedzi usłyszeli przeraźliwe wołania o pomoc. Zobaczyli mężczyznę biegającego wokół domu z nożem i dosłownie dożynającego swoje ofiary. Niektóre dopadł w mieszkaniu, inne poza domem. Oprócz Izabeli, Kingi i Kacpra ofiarą szalejącego mężczyzny padł także jego teść, który z nim razem pracował na Jersey oraz kobieta i dziewczynka z innej rodziny. W niektórych publikacjach pojawia się informacja, że była to siostra żony Damiana z dzieckiem. Portal rmf24.pl podawał, iż zbrodnia dla Damiana Rz. była kwestią honoru po tym, jak dowiedział się, że jego żona jest w ciąży z innym mężczyzną, który opuścił wyspę, bojąc się skandalu. Po tym incydencie - czytamy na portalu - Rz. miał targnąć się na swoje życie, zażywając kilkadziesiąt tabletek antydepresyjnych i trafił do szpitala. Znajomemu miał się zwierzyć, że potrzebuje pomocy. Po ośmiu latach pożycia, Damian i poznana przez niego podczas służby wojskowej w Bydgoszczy Izabela, mieli podjąć decyzję o separacji. Badania pokazały jednak, że kobieta nie była w ciąży. Chcieli ratować związek Być może próbowali ratować związek. Sąsiedzi z bloku rodziców podkreślali w rozmowie z nami, że podczas urlopu w Nowym Sączu rodzina prezentowała się wzorowo. Małżonkowie odnosili się do siebie i do dzieci z czułością. Nikomu z postronnych obserwatorów, a takich w naszych blokowiskach nie trudno znaleźć, nawet do głowy przyjść nie mogła wizja koszmaru, jaki rozegrał się dosłownie kilkadziesiąt godzin później. - Kilka lat temu w tej samej klatce, gdzie mieszkają rodzice tego chłopaka - przypomniał spotkany na parkingu sąsiad - doszło do zabójstwa nastolatka. Obok w innej klatce mężczyzna popełnił samobójstwo. Dwa bloki dalej ojciec zabił swoją córeczkę. Mało? Bo mnie wystarczy, żeby się wynosić z tego domu i z tego osiedla - mówi. Wojciech Chmura Czytaj również: 1,5 miliarda złotych dla Krakowa na inwestycje przeciwpowodziowe Tajemnicze porwanie Klasztor a Alwerni odzyska dach