Rzecznik krakowskiej prokuratury okręgowej Janusz Hnatko poinformował, że postępowanie dotyczyło "uzasadnionego podejrzenia doprowadzenia grupy osób do poddania się innej czynności seksualnej oraz naruszenia praw pracowniczych przy wykorzystaniu stosunku zależności przez Henryka S., byłego dyrektora jednego z teatrów w Krakowie". Hnatko wyjaśnił, że S. zarzucono "czyny przeciwko wolności seksualnej, naruszania praw pracowniczych oraz naruszania nietykalności cielesnej" na szkodę dziewięciu pokrzywdzonych. Wśród nich znalazło się pięć czynów "wyczerpujących znamiona przestępstwa naruszenia praw pracowniczych i doprowadzenia do poddania się innej czynności seksualnej", dwa czyny "wyczerpujące znamiona przestępstwa naruszenia praw pracowniczych", a także dwa dotyczące naruszenia nietykalności cielesnej. Według ustaleń do zdarzeń dochodziło między 2009 a 2019 rokiem. Rzecznik wyjaśnił, że "czyny oskarżonego polegały na naruszaniu praw pracowniczych", co miało przejawiać się poprzez dyskryminację pokrzywdzonych ze względu na płeć, brak zapewnienia bezpiecznych warunków pracy oraz naruszenie godności pracownika. "W odniesieniu do sześciu osób pokrzywdzonych doszło również do doprowadzenia ich do poddania się innej czynności seksualnej" - podkreślił. "Byłyśmy w całkowitej zależności i poległości" Prokurator ocenił, że pokrzywdzone osoby, "pracując przy realizacji dzieła w postaci spektaklu teatralnego, będącego wytworem artystycznym, winny mieć zapewnioną atmosferę sprzyjającą pracy twórczej, bezpieczne warunki pracy". "Dyrektor, jako osoba stojąca na czele hierarchii pracowników teatru, winien być gwarantem zapewnienia właściwych, sprzyjających pracy twórczej warunków pracy. Warunki pracy, w których występował strach i upokorzenie - nie były bezpieczne nie tylko dla psychiki pokrzywdzonych, ale też dla ich zdrowia fizycznego" - wskazał Hnatko. Jak podał rzecznik, S. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. W przypadku uznania winy grozi mu do trzech lat pozbawienia wolności. Prokuratorskie zarzuty usłyszał na początku stycznia; nadużycia zarzuciły mu m.in. aktorki teatru. O sprawie prokuraturę zawiadomił prezydent Krakowa. Prokurator zadecydował o zastosowaniu wobec S. dozoru policji - stawiennictwa jeden raz w tygodniu; poręczenia majątkowego w wysokości 50 tys. zł, a także zakazu zbliżania się do osób pokrzywdzonych i pełnienia funkcji dyrektora. Teraz sprawą zajmie się Sąd Rejonowy dla Krakowa-Śródmieścia, gdzie skierowano akt oskarżenia. Sprawę skomentowała m.in. aktorka Alina Kamińska, jedna z grupy kobiet, które zgłosiły nadużycia. - Byłyśmy w całkowitej zależności i poległości od naszego dyrektora. Ofiara molestowania ma natychmiast poczucie winy - i tak było w naszym przypadku - mówiła podczas ubiegłorocznego briefingu prasowego. Zaznaczyła, że ujawnienie tej sprawy "ciąży przeogromnie" na życiu jej i jej koleżanek, a także stawia pod znakiem zapytania ich dalszą karierę zawodową.