Od siedmiu lat, wspólnie z żoną Ewą, prowadzi w Krakowie rodzinny dom dziecka. Wychowują w nim dziewięcioro dzieci. Dwa biureczka, dwa tapczaniki, jednakowo posłane łóżka, a na ścianach tapeta ze zdjęć sportowych idoli. Tak wygląda pokój Jarka i Romka, nastoletnich braci. Z kolei u 18-letniej Agaty jest bardzo przytulnie, a ścianę zdobią zdjęcia i plakaty kobiet z fantazyjnie upiętymi włosami. - Kiedyś chciałam być fryzjerką - zwierza się szczupła blondynka o delikatnej urodzie. - Zmieniłam plany. Chodzę do liceum. Co dalej? Oby udało się zdać maturę... Dziewczyna sprawia wrażenie bardzo poważnej. Proponuje herbatę. - Jest bardzo pracowita - opowiada o niej pan Andrzej. - Kiedy do nas przyszła, zapowiadała, że pójdzie najwyżej do zawodówki. Teraz chce czegoś więcej. Ma chłopaka, który już pracuje, snują wspólne plany. "Daliśmy im cząstkę siebie" Ewa i Andrzej Nowakowie opiekują się dziećmi od siedmiu lat. Wcześniej ona, z zawodu hydrogeolog, kierowała biblioteką w krakowskim Śródmieściu, a on, geograf, pracował jako instruktor nauki jazdy. Gdy poważnie zachorował ich jedyny syn i - jeżdżąc z nim po klinikach - zobaczyli bezmiar nieszczęścia, dotykający cierpiące dzieci - podjęli decyzję, że zmienią pracę i zaczną robić coś dla innych. Przez przypadek dowiedzieli się, że prowadzony jest nabór na rodziców zastępczych. Nie wahali się. Teraz syn, już dorosły, prowadzi wspólnie z nimi rodzinny dom dziecka. Kandydaci na rodziców zastępczych muszą zaliczyć specjalne szkolenie w ośrodku adopcyjno-opiekuńczym. - Odpowiedzieliśmy na setki pytań, wypełniliśmy mnóstwo testów psychologicznych. Jednym słowem - przemaglowali nas. Razem z nami w kursie przygotowawczym uczestniczyło bardzo wielu chętnych. Obserwowaliśmy, jak po kolei odpadają. Została garstka - opowiadają. Początkowo przez dwa lata prowadzili pogotowie rodzinne - zajmowali się trójką maleńkich dzieci. Były to maluchy porzucone przez rodziców, oczekujące na adopcję. Jedno z nich przyjęli pod swój dach, gdy miało zaledwie 10 dni... - Przywiązaliśmy się do tych dzieci, jakby były nasze własne - opowiada pani Ewa. - Pielęgnowaliśmy je przez 24 godziny na dobę. Daliśmy im cząstkę siebie. Bardzo przeżywaliśmy przekazywanie dzieci do rodzin adopcyjnych, nawet najwspanialszych - dodaje pan Andrzej. - Nie mogliśmy znieść tych rozstań. Dlatego zdecydowaliśmy się, że poprowadzimy rodzinny dom dziecka, w którym wychowankowie zostaną z nami do pełnoletniości albo nawet dłużej. Renta czy niezależność 9-letnia Ania, 11-letni Jarek i 15-letni Romek to rodzeństwo. Sąd odebrał ich nieporadnym rodzicom. Jarek nie chodził prawie w ogóle do szkoły. Dzisiaj uczęszcza do tej samej, II klasy podstawówki, co siostra. Chłopak ma poważną wadę wymowy. Na szczęście w klasie nikt się z niego nie wyśmiewa. Na zajęciach w poradni logopedycznej stopniowo nadrabia braki. Zdolnemu Romkowi "udało się" stracić tylko rok - chodzi do renomowanego gimnazjum i nieźle sobie radzi. Cała trójka przyszła do domu niedawno i "trzyma się razem". - Anię wszyscy lubią, bo jest najmłodsza, ale bystra, nie da sobie w kaszę dmuchać - mówi z uśmiechem pan Andrzej. 14-letnia Sylwia i 16-letni Michał są dziećmi, których rodzice są zbyt słabi, by zerwać z nałogiem. Jednak mama Sylwii i Michała przychodzi do domu państwa Nowaków po to, by zobaczyć się z dziećmi. Czasem idzie z nimi do lekarza albo do sklepu. Sylwia chodzi do gimnazjum, rozpiera ją energia, więc trenuje koszykówkę. Michał tańczy w znanym zespole. Choć jest bardzo zdolny, ze względu na fatalne zachowanie, musi chodzić do szkoły specjalnej - do żadnej innej go nie przyjęli? 18-letnia Kasia i 16-letni Krystian - kolejne rodzeństwo. Kiedy sąd odebrał ich rodzicom, byli bardzo zaniedbani. Dzisiaj Kasia chodzi do III klasy liceum. Uczy się języka obcego. Marzy, by zdobyć dobry zawód, a potem wyjechać na stałe za granicę, do przyrodniej siostry. Jej brat kończy gimnazjum, może pójdzie do technikum... 20-letnia Patrycja kończy klasę informatyczną w szkole średniej, wybiera się do pomaturalnej. Jako jedyna z wychowanków nie ma domu rodzinnego. www.dziennikpolski24.pl