Wszystko zaczęło się od tego, gdy zauważył na sąsiedniej działce, że pojawił się nasyp ziemi na wysokość 7 metrów. O sprawie powiadomił Wydział Kształtowania Środowiska UMK i Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Urzędnicy uznali, że przesadza: - Nasyp ziemi nie wpływa negatywnie na las - podkreślali inspektorzy, którzy przyjechali na miejsce. Zniszczyło 90 arów Jan Tyszler zauważył, że w 2006 r. sąsiedzi znów zaczęli nawozić ziemię. Po kilku dniach ziemia w lesie zaczęła zjeżdżać w dół, porywając za sobą drzewa. Na początek zniszczonych zostało 25 arów lasu, dziś właściciel szacuje straty na 90 arów na ponad dwa hektary zielonej połaci. Ponieważ urząd miasta dalej jego zdaniem nie reagował, Jan Tyszler zlecił ekspertyzę na własną rękę. Potwierdziła ona, że nasypana ziemia pochodzi m.in. z przebudowy ulicy Sawiczewskich, którą zleciła gmina i z budowy autostrady. Uznał zatem, że za naprawę sytuacji (np. wywiezienie nasypu, czy wykonanie koniecznego drenażu) odpowiada także gmina Kraków. Urzędnicy są jednak innego zdania. - Jedną z przyczyn uaktywnienia się osuwiska jest nielegalne nawożenie ziemi i gruzu przez właścicieli działek. Żeby sytuacja jeszcze bardziej się nie pogorszyła, nie wydaliśmy decyzji o usunięciu nawiezionych odpadów. Właściciele zostali zobowiązani do wykonania drenażu i wyrównania terenu, co wynikało z ekspertyzy zleconej przez gminę. Powyższych prac nie wykonali, natomiast odwołali się od decyzji do SKO - mówi kierownik Małgorzata Stępińska z Wydziału Kształtowania Środowiska. Wśród odwołujących się jest także Jan Tyszler: - W żadnej decyzji nie ma nic na temat mojego lasu. Kto teraz wykona u mnie drenaż i uporządkuje teren? - pyta mężczyzna. Kolejny las zagrożony Samorządowe Kolegium Odwoławcze już rozpatrzyło sprawę na korzyść mieszkańców i skierowało ją do ponownego rozpatrzenia przez Urząd Miasta. Kierownik Małgorzata Stępińska uważa, że chodzi tu tylko o odpowiednie uzasadnienie decyzji, a gmina nie może odpowiadać za to, że właściciele działek zrobili na swoich działkach miejsce składowania ziemi i gruzu. Tymczasem zagrożony jest kolejny las, który należy do innej mieszkanki Swoszowic: - W naszym lesie także drzewa lecą już do przodu. A wszystko to dzieje się w specjalnie chronionej strefie uzdrowiskowej. Tak naprawdę nikt nie dba tutaj o przyrodę. Jan Tyszler walczy z urzędem bezskutecznie od 6 lat - denerwuje się właścicielka Monika Sabaj. Jan Tyszler mówi, że odczeka jeszcze, w jaki sposób Urząd Miasta odniesie się do decyzji SKO. Jeżeli znów zostanie pominięty, zapowiada dochodzenie swoich roszczeń na drodze sądowej. (PP) paulina.polak@dziennik.krakow.pl Czytaj również: Toną w problemach Zasnął za kierownicą Rycerz z rozwiniętym dokumentem FB.init("baac9ef38ccd29fc91ce2d9d05b4783b");