"Jest pan kłamcą" - tak do burmistrza Krzysztofa Świerczka, podczas ostatniej nadzwyczajnej sesji Rady Miejskiej w Miechowie, zwrócił się radny Mirosław Włodarczyk. To była reakcja na wypowiedzi szefa gminy, który twierdził, że pod pismem do marszałka Marka Nawary nie było pieczątki Urzędu Gminy i Miasta. Tymczasem burmistrz przyznał się, że wprowadził opinię publiczną w błąd. Na kartkach, które jego zastępca rozdał radnym po sesji napisał, że szczerze za to przeprasza. Przypomnijmy, że sprawa dotyczy pisma, które zostało wysłane do marszałka jako protest przeciwko niesprawiedliwemu, zdaniem władz miasta, podziałowi unijnych funduszy. W nim również pojawiła się sugestia, że rozważana jest możliwość zbierania podpisów pod wnioskiem o odłączenie gminy Miechów od Małopolski i przyłączeniem jej do świętokrzyskiego. Burmistrz publicznie zapewniał, że pod tym pismem nie ma pieczątki UGiM; twierdził także, iż on sam podpisał się tam jako osoba prywatna (mimo, iż przybita została pieczątka burmistrza - przyp. red.). Informację, zarówno o pomyśle władz gminy jak i pieczątkach upublicznił "Dziennik Polski". Po dwóch tygodniach Krzysztof Świerczek diametralnie zmienił zdanie. Przygotował pismo, tym razem do radnych Rady Miejskiej. Nie odczytał go na sesji. Ale rozdał je im po zakończeniu obrad wiceburmistrz Wojciech Pengiel. W oświadczeniu tym burmistrz Świerczek podkreśla, że złożył podpis "jako jeden z kilkudziesięciu sygnatariuszy wyrażając obywatelski protest w związku ze sposobem rozstrzygnięcia konkursu w działaniu 6.3 B dokonanego przez Zarząd Województwa Małopolskiego (...) Uczyniłem to jako burmistrz zobowiązany mandatem do reprezentowania interesów społeczności gminy Miechów". Burmistrz podkreśla, że kategorycznie twierdził, iż na piśmie do marszałka złożył swój podpis, do którego została dołożona pieczęć imienna. I wyznaje radnym: "Tak zdecydowane stanowisko opierałem na tym, że w wydanym poleceniu zaznaczyłem, iż na dokument naniesiona winna być jedynie pieczęć imienna. Pieczęć Urzędu znalazła się na końcu dokumentu wskutek pomyłki pracowniczej. W związku z tym, że w sposób nieświadomy wprowadziłem Szanownych Państwa Radnych oraz opinię publiczną w błąd informacją, że pod opisanym pismem nie została umieszczona pieczątka Urzędu Gminy - pragnę szczerze przeprosić". Po tych słowach radny Jarosław Florek tym bardziej oczekuje, że burmistrz przedstawi mu kopię pisma do marszałka. Krzysztof Świerczek twierdzi, że go nie posiada. - W tym piśmie burmistrz sam się przyznaje, że nie podpisał się tam prywatnie. Jeśli nie on przybił pieczątkę, to kto? Mam nadzieję, że wyjaśnił do końca tę sprawę. Przykro jest mi, że burmistrz ukrywa pismo do marszałka i, mimo że jest ono urzędowe, nie chce go przekazać radnemu - komentuje radny Florek. Swoje zdanie w tej sprawie ma również radny Mirosław Włodarczyk, który oprócz Jarosława Florka, próbował dowiedzieć się czy dokument był oficjalny czy nie. - Pierwszy raz spotykam się z czymś takim, by w urzędzie nie było kopii pisma wychodzącego. Poza tym chciałbym wiedzieć czy członkowie komisji oświaty wiedzieli, że na tym piśmie była również pieczątka przewodniczącego tej komisji. Czy było to z nimi uzgodnione? - pyta radny Włodarczyk. Odpowiedzi jednak nie uzyskał. Jan Podyma, sołtys Brzuchani, nie zostawił na przedstawicielach władz miasta suchej nitki. Podkreślił, że dyskusja między burmistrzem a radnymi, która się toczy wokół nierealnego pomysłu odłączania gminy od Małopolski jest żenująca. - Mieszkańcy uważają, że zamiast przyłączać nas do świętokrzyskiego taniej będzie odłączyć rządzących od gminy Miechów - zaznaczył sołtys Podyma. MAGDALENA UCHTO magdalena.uchto@dziennik.krakow.pl Czytaj również w "Dzienniku Polski": Ziemia niszczy domy - ludzie uciekają Śmiertelna ofiara wielkiej wody Takich zniszczeń jeszcze nie było