Z relacji kierowców wynika, że Miechów to miejsce gdzie żeruje się na nieszczęściu. Jeden z nich, pan Jacek kierujący ciężarówką, najechał na inny pojazd. Sam wylądował w szpitalu, a jego brat zaczął wielogodzinną walkę o odzyskanie wozu. Najpierw wprowadzono go w błąd twierdząc, że nikt inny odholować auta nie może. Potem okazało się, że opłata będzie bardzo kosztowna, choć firma rzekomo ma umowy z ubezpieczycielem. Pół nocy i cały następny dzień trwały przepychanki i oskarżenia. A wszystko przy cichej aprobacie policji: "Nie będę owijał w bawełnę. Powiedział do niego: nie wchodź na moje schody, ty ch... Do właściciela auta, iż darł się na niego: ty gówniarzu, spieprzaj stąd". Pan Jacek z bratem wzywani są do kolejnych wyjaśnień, ale okazało się, że nie są jedynymi. Skarg na "miechowski spisek" jest znacznie więcej. - Kontaktowaliśmy się z innymi kierowcami i okazało się, że w Miechowie to jest jakaś norma. Po wypadku przyjechała pomoc drogowa, zabiera auto. Po odjeździe właściciela, podjeżdża pan X ze swoją pomocą drogową, zapina linkę i ściąga po chamsku to auto z tej lawety. Tylko on jest tu pomocą drogową i nikt mu tu nie będzie podskakiwał - powiedział RMF kierowca. Szef owego zakładu nie chciał jednak rozmawiać z reporterem RMF FM. - Ja na taki temat nie udzielam wywiadów - powiedział mężczyzna. Nie udała się także próba skontaktowania z Komendą Powiatową w Miechowie. Rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak zapowiedział kontrolę w Komendzie i kosekwencje wobec ewentualnych winnych. - Policja nie może mieć wpływu na to jaką pomoc drogową się wezwie - powiedział Nowak.