- Straciłam tylko czas i pieniądze. Firma, która zaprosiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną ma swoją siedzibę poza miastem. Dojazd tam zajął mi godzinę. Na miejscu okazało się, że proponowane stanowisko ma się nijak do treści ogłoszenia. W ofercie nie było mowy o telemarketingu, i o tym, że będę musiała przez cały dzień dzwonić i pozyskiwać klientów - ujawnia czytelniczka gazety. To nie jedyny taki przypadek. Jak przyznaje Karolina Schuetz z firmy doradztwa personalnego Reed, część pracodawców celowo wprowadza w błąd i nie podaje w ogłoszeniach szczegółowych informacji, albo kamufluje je obcojęzycznymi nazwami. - Gdyby w ofercie napisać wprost, że poszukiwany jest akwizytor czy telemarketer, zgłosiłoby się mniej chętnych niż na stanowisko specjalisty ds. sprzedaży czy konsultanta - twierdzi pani Karolina. Specjaliści ostrzegają też przed zachętami ogłoszeniowymi w stylu: "szybki zarobek", "łatwo zyskasz nawet do 10 tys. miesięcznie" czy "nowe możliwości dużych zarobków". Apelują ponadto, by szukając pracy, zawsze dokładnie sprawdzać pełne dane firmy. Więcej na ten temat w piątkowej publikacji "Dziennika Polskiego".