- Właściciele meleksów powinni posiadać zezwolenia S0 albo S1, które uprawniają do wjazdu na Rynek - mówi Bator. - Miasto powinno zapanować nad meleksami, bo dziś na Rynku panuje kompletny chaos - dodaje. Zniesienie w maju ograniczeń na wjazd do strefy A pojazdów elektrycznych wożących turystów po Krakowie, spowodowało, że pod kościołem Mariackim zakotłowało się od meleksów. - Rozumiem, że każdy chce zarobić, ale nie może być tak, żeby meleksy tarasowały całą jezdnię - oburza się ks. Bronisław Fidelus, proboszcz parafii mariackiej. - Zrobił się tu ruch jak na Alejach Trzech Wieszczów - oburza się Adam Dorczuk, mieszkaniec Krakowa. - Trzeba mieć oczy dookoła głowa, bo meleksy pędzą jak szalone, a niektóre z nich kończą szarże na donicach z kwiatami - dorzuca. Tylko w czerwcu strażnicy miejscy 60 razy podejmowali interwencje wobec osób kierujących meleksami w rejonie Rynku. - To znacznie więcej niż w poprzednich latach - porównuje Elżbieta Lacher, inspektor krakowskiej straży miejskiej. Parkowanie w niewłaściwym miejscu i przekroczenie prędkości - to dwa główne grzechy meleksiarzy. - Wzrost interwencji jest związany ze zwiększeniem liczby firm oferujących przejażdżkę elektrycznym pojazdem - mówi Lacher. W ubiegłym roku na rynku przedsiębiorstw świadczących tego rodzaju turystyczne usługi było tylko 12 firm. Obecnie w Krakowie działa ich już 80. W wyniku ogłoszonego przez Urząd Miasta losowania wyłoniono firmy uprawnione do wjazdu na teren drogi wewnętrznej Rynku Głównego. Wydano 35 zezwoleń. W rzeczywistości jednak na Rynek wjeżdżają wszyscy. - W praktyce ich ruch jest równie uciążliwy, jak ruch samochodowy - mówi Jakub Bator. - Kierowcy, czego sam byłem świadkiem, permamentnie łamią narzucone na nich ograniczenie prędkości do 10 kilometrów na godzinę - dodaje radny. Przykładów brawurowej jazdy nie brakuje. Dwa tygodnie temu jeden z kierowców meleksu wiózł kilku podchmielonych Brytyjczyków. Najpierw o mało nie rozjechał przechodzącej ul. św. Tomasza kobiety, aby chwilę później rozbić się pod hotelem Campanile. Inny kierowca wjechał w stado gołębi na Rynku Głównym i zabił 14 ptaków. Miał 1,5 promila alkoholu. Teraz ma sprawę o jazdę po pijanemu oraz o naruszenie ustawy o ochronie zwierząt. - To nieprawda, że jeździmy jak piraci - broni się pan Jacek, kierowca meleksu. - Jeżdżę dwa lata i nie miałem ani jednego wypadku - dorzuca. Za wynajęcie pięcioosobowego meleksa bierze 120 zł. Grzegorz Kompa, właściciel firmy Royal Tour popiera pomysł zmian radnego Platformy. - Jest kilka firm, które nie posiadają zgody na postój i wjazd na Rynek, ale i tak pojawiają się na płycie, przewożąc turystów - przyznaje Kompa i proponuje, by właściciele meleksów musieli obowiązkowo wykupywać licencję na przewóz osób. - Dziś taka licencja nie jest potrzebna, a obowiązek jej posiadania wyeliminowałby nieprzygotowane firmy, które nie mają pojęcia o przewozie osób i psują markę całemu środowisku - dodaje Kompa. Pracownicy wydziału spraw administracyjnych Urzędu Miasta przyznają, że zastanawiają się nad zwiększeniem kontroli nad meleksami. - Chodzi o względy bezpieczeństwa zarówno pasażerów, jak i spacerujących po Rynku ludzi - mówi Anna Broś-Milc, zastępca dyrektora wydziału spraw administracyjnych. - Rynek i całe Stare Miasto przeznaczone są przede wszystkim dla pieszych, dlatego pomysł radnego Platformy jest wart zastanowienia. Nie dopuścimy do tego, by na Rynku panował ruch jak na autostradzie - zapewnia Anna Broś-Milc.