Państwo C.* byli zgodną parą, od 1995 r. mieszkali pod Limanową - donosi Polska Gazeta Krakowska. Dzieci nie mieli, zarabiali na życie najmując się w gospodarstwach do prac na roli. Ich sytuacja zmieniła się w 2001 r., gdy Jan C. zaczął częściej sięgać po kieliszek. Kiedy był nietrzeźwy, stawał się agresywny, zwłaszcza wobec żony. Bił ją po twarzy, rękach i plecach. Używał wulgarnych wyrazów, czasem wyganiał z domu i wtedy kobieta uciekała do sąsiadów lub do swojej matki. Zdarzało się, że i Anna C. stosowała przemoc wobec męża. Rzucała w niego popielniczkami lub garnkami, szydziła z męża, gdy nie zdołał się obronić przed jej celnymi ciosami. Częściej jednak to ona była ofiarą brutalności męża, ale nigdy nie zdarzyło się, by poskarżyła się dalszej rodzinie, że jest maltretowana lub bita. Gdy w domu nie było alkoholu, wówczas małżonkowie zachowywali się poprawnie i nie robili sobie krzywdy, odnosili się do siebie serdecznie, a wśród znajomych mieli opinię zgodnej pary. W grudniu 2006 r. Jan C. na bazarze kupił duże ilości spirytusu i dolewał go sobie do herbaty. Częstował też żonę. Upojeni alkoholem zaczęli się awanturować, dochodziło do rękoczynów i przemocy. W wigilię kontynuowali biesiadę, ale rano Anna C. poczuła się na tyle źle, że wezwała pogotowie. Sanitariusz i kierowca karetki byli nieco zszokowani wyznaniem kobiety, która twierdziła, że mąż ją ...zgwałcił. - Szydziła z mojej męskości, to wbiłem jej do środka kij od miotły - potwierdził Jan C. Pogotowie zabrało kobietę do szpitala, gdzie przeprowadzono skomplikowaną operację ratującą jej życie. Okazało się, że pacjentka ma poważnie uszkodzone organy wewnętrzne. Jan C. trafił do aresztu. Na procesie wyrażał żal i skruchę i zapewniał, że po odbyciu kary więzienia podejmie leczenie odwykowe, by nie nadużywać alkoholu. - Czyn z miotłą uważam dziś za haniebny i na pewno bym tego nie powtórzył - tłumaczył się na sali rozpraw. Anna C. początkowo nie chciała zeznawać. Potem zmieniła zdanie i twierdziła, że uszkodziła organy wewnętrzne, gdy razem z mężem zbyt namiętnie próbowali zaspokoić jej potrzeby seksualne kijem od miotły. Wcześniej o tym nie mówiła, bo się wstydziła. - To był wypadek, wysoki sądzie. Mąż jest niewinny, a ja go kocham - broniła partnera. Sąd uznał jednak, że to mąż odpowiada za spowodowanie obrażeń ciała żony, jednak nie w trakcie gwałtu za pomocą kija, jak uważała prokuratura. Wyrok nie jest prawomocny. Jan C. opuścił już areszt i wrócił w rodzinne strony. Do żony. *inicjały bohaterów tekstu zostały zmienione