W poniedziałek Szpital Uniwersytecki w Krakowie poinformował o przyjściu na świat pięcioraczków. Taki przypadek zdarza się raz na 52 miliony przypadków, na co na konferencji prasowej zwróciła uwagę matka dzieci - z wykształcenia matematyczka. - Emocje w tym momencie są różne; pojawia się strach, jak to będzie - dodała. Trzy dziewczynki i dwóch chłopców przyszło na świat przez cesarskie cięcie w 28. tygodniu ciąży. Rodzice - Dominika i Vince Clarke - wybrali dla nich imiona: Charles Patrick, Henry James, Elizabeth May, Evangeline Rose i Arianna Daisy. Dzieci ważą od 710 do 1400 gramów i każde z nich mierzy ok. 40 centymetrów. Podczas rozmowy z mediami kobieta podziękowała personelowi Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie za profesjonalną pomoc. Przebywała tam przez ostatnie dziesięć tygodni. - Duże brawa dla męża, który w tym czasie zajmował się naszą gromadką w domu - powiedziała. Matka pięcioraczków: Będzie potrzebna pomoc - Zdarzył się cud, zaszłam w taką ciążę. Planowaliśmy ósme dziecko, a okazało się, że dzieci będzie więcej - powiedziała dziennikarzom mama dzieci. W domu na nowych członków rodziny czeka siedmioro rodzeństwa w wieku: 12 i 10 lat, bliźniaki 7-letnie, bliźniaki 4-letnie i 10-miesięczne niemowlę. Małżeństwo dzień po narodzinach pięcioraczków powiedziało pozostałym dzieciom, że mają pięcioro rodzeństwa. Wcześniej przekazywało dzieciom, że rodzina powiększy się o trzy osoby. - Nie chcieliśmy, żeby rozpowiadały w szkole. Nie chcieliśmy ich też przerazić - mówiła pani Dominika. Pytana o to, jak się czuje, odpowiedziała, że bardzo dobrze - lepiej niż myślała, że będzie się czuć. Jak dodała, stan dzieci jest stabilny, odpoczywają. Na pytania mediów dotyczące wychowania pięcioraczków kobieta zaznaczyła, że na pewno będzie potrzebna jakaś pomoc. Dodała, że oboje z mężem są aktywni zawodowo. Ona prowadzi swoją działalność w Polsce, mąż - Anglik ma firmę w swojej ojczyźnie. Matka pięcioraczków skończyła studia na AGH. Później wyjechała do Anglii, gdzie uczyła angielskiego i matematyki. Tam poznała swojego męża, z którym od prawie sześciu lat mieszkają w Polsce. W Puchaczach w woj. lubelskim mają dom otoczony ogrodem i lasem. - Chcemy wychować dzieci w starym klimacie, na łonie natury, gdzie sarenki będą przychodziły - mówiła mama. Jej zdaniem spokojne życie jest możliwe, jeżeli jest odpowiedni system opieki i pozytywne nastawienie. - Fajnie mieć życie z taką gromadką - zaznaczyła. Lekarz prowadzący: Będziemy kontrolować rozwój tych dzieci Profesor Ryszard Lauterbach z Oddziału Klinicznego Neonatologii przekazał, że w tej chwili dzieci korzystają z nieinwazyjnej wentylacji, co daje nadzieję na prawidłowy rozwój płuc. Dzieci otrzymują też już pierwszy pokarm. Wkrótce cała piątka trafi w inkubatorach na jeden oddział, gdzie będzie w zasięgu wzroku matki. - Liczymy, że podobnie jak poprzednio, będziemy w stanie doprowadzić te dzieci do szczęśliwego momentu, do wypisania do domu - mówił kierownik Oddziału Neonatologii, dodając, że przynajmniej przez pierwsze trzy lata życia dzieci będą musiały przyjeżdżać do szpitala na konsultacje. - Będziemy kontrolować rozwój tych dzieci. Tak, aby opieka przez pierwsze trzy lata była odpowiednio zabezpieczona - zapewnił profesor.