Z początkiem tego roku sytuacja placówek medycznych w województwie małopolskim była dramatyczna: NFZ nie chciał zwracać kwot wydanych w 2010 roku na zabiegi ratujące życie i placówki stanęły na skraju bankructwa. Żadne monity, prośby i groźby nie dawały rezultatu, placówki postanowiły zatem kierować sprawy do sądu. Kiedy pozwy były już gotowe, fundusz przystąpił do negocjacji. Na przykład szpital im. Jana Pawła II w Krakowie domagał się zwrotu 2,9 mln zł. Ostatecznie, po odzyskaniu ok. 30 procent tej sumy, zgodził się na odstąpienie od drogi sądowej. Podobnie postąpiono w Szpitalu im. St. Żeromskiego, gdzie otrzymano 4 z żądanych 9 mln zł, wydanych w minionym roku na procedury ratujące życie. Tymczasem sytuacja w 2011 będzie prawdopodobnie znacznie gorsza, bo na przykład w myślenickim szpitalu już po pierwszym półroczu fundusz nie zapłacił 2,4 mln zł za zabiegi, których nie można było przełożyć. - Jak powiedzieć osobie ze stwierdzonym rakiem np. przełyku, że limit na leczenie się skończył i na zabieg ma czekać rok? Przecież to wyrok śmierci! - oburza się dyr. Barbara Prokop-Staszecka. Małopolskie szpitale będą teraz bardziej zdecydowanie dochodzić swych roszczeń. Zostały do tego zachęcone niedawnym, precedensowym wyrokiem w sprawie Szpitala Miejskiego w Bydgoszczy. Tam sąd stwierdził, że NFZ ma obowiązek wypłacić lecznicy 660 tys. zł, które w pierwszym półroczu tego roku wydała ona na tzw. świadczenia nielimitowane.