Nieoficjalnie mówi się jednak, że doszło do strasznej tragedii. Nie ma właściwie szans, by ktoś z zaginionych przeżył. Strażacy przyznają, że ich akcja sprowadza się teraz jedynie do poszukiwania ciał ofiar. Tragedia musiała wydarzyć się na oczach dziesiątek, jeśli nie setek osób, które wczoraj wypoczywały nad brzegiem jeziora. Jednak policja i straż pożarna została powiadomiona dopiero kilka godzin po ich zniknięciu. Poszukiwani przyjechali nad jezioro z Zakopanego w 9-osobowej grupie. Młody mężczyzna zabrał na dmuchany materac dwójkę swoich dzieci - 8-letnią córeczkę i 6-letniego syna - oraz ich 7 letnią koleżankę. Przepłynęli na drugi brzeg niezbyt szerokiej zatoki i tam musiało wydarzyć się nieszczęście. Ostatni raz widziano ich około godz. 14. Potem na brzegu znaleziono już tylko materac. Policja i straż miejska zaalarmowane zostały po godz. 20. Płetwonurkowie przez pół nocy przeszukiwali dno jeziora w pobliżu miejsca, gdzie leżał materac. Bez efektu. Jak mówią strażacy, brzeg w tym miejscu jest bardzo stromy i mulisty, usiany podwodnymi korzeniami i krzakami, a pod wodą nic nie widać.