Strach padł na mieszkańców Rusocic i Kamienia. Płoną stodoły. Jedna po drugiej. Ludzie uważają, że to "dzieło" podpalaczy. - Co innego może być? Zawsze pali się o tej samej porze - między godziną 20 i 22. Zawsze płonie stodoła - podkreślają mieszkańcy Rusocic. Niektórzy twierdzą, że przy kościele pojawiło się ogłoszenie, iż podpalacz chce puścić z dymem siedem czy dziewięć budynków. We wsi łatwo można natknąć się na pogorzelisko. Ze stodół pozbawionych dachów wystają tylko kikuty osmolonych belek. Strach padł na mieszkańców Ostatni raz paliło się w miniony poniedziałek u Stanisława Gali. W jego stodole jeszcze tli się ogień, a spod sterty zalanej wodą słomy wydobywa się dym. Straż już dwa razy przyjeżdżała dogaszać ogień. Wcześniej pojawiły się zgłoszenia o trzech innych pożarach. Zaczęło się od pożaru stodoły u Krzysztofa Greli. - To było miesiąc temu - relacjonuje, gospodarz z Rusocic. - Ze 20 minut po godzinie 21 zadzwoniła sąsiadka, że palą się moje budynki gospodarcze. Mieszkam kilka domów dalej, więc pobiegłem szybko. Wszystko stało w ogniu. Nie wiedziałem, co ratować. Co uda się wyciągnąć z płomieni? Z jednej strony obiektu w oborze było 15 świń. Zdążyłem je wyprowadzić. Potem runął cały dach - bierze głęboki oddech pan Krzysztof. Ludzie boją się kłaść spać Wskutek pożaru spłonęły urządzenia rolnicze, silniki do maszyn, narzędzia i dwie tony zboża. - Zacząłem odbudowywać. Ochłonąłem trochę, ale wszystko odżyło, bo wybuchło parę kolejnych pożarów. Nie mam już siły - załamuje ręce. Następny pożar pojawił się w sąsiedniej wiosce - Kamieniu. Wtedy mieszkańcy jeszcze myśleli, że to przypadek. Mylili się. Podpalacz znów pojawił się w minioną niedzielę. Tym razem sprawił wiele kłopotów małżeństwu Kamińskich. To starsi państwo, którzy w niewielkiej stodole mieli słomę, siano i skład drewna. - Wszystko poszło z dymem. Nie będzie czym palić w piecu, nie będzie czym robić w polu, bo narzędzia też spalone - podkreśla 78 letnia Krystyna Kamińska, która podczas swoje relacji oparła się o płot i mocno zaciskała ręce na sztachetach. Patrzyła ze łzami w oczach, jak mąż, Mieczysław, przerzucał zwęglone kawałki drewna. Jeszcze tyle jednostek straży nie widziano - Jak sobie teraz poradzimy. Jak się z tego pozbierać? Mąż jest po zawale - martwi się pani Krystyna. Ogień zastał ich, gdy spali. Było już po godz. 21. Stodoła stała kilka metrów od domu. Gdyby nie szybka reakcja strażaków, spłonęłyby obydwa budynki. - Spaliśmy. Nagle usłyszałam, że ktoś dobija się do drzwi. Sąsiadka stukała i krzyczała: Pali się! Pali! Jak wyszłam z domu, to pół stodoły już zajął ogień. Dzieci mieszkają daleko, ale przyjechały, żeby pomóc tylko uprzątnąć pogorzelisko - wzdycha gospodyni. Stwierdza, że ludzie we wsi boją się mówić o podpalaczu. - Jednemu spalą stodołę, drugiemu mogą podłożyć ogień pod dom. Lepiej siedzieć cicho - mówi ze strachem kobieta. W Rusocicach jeszcze tylu jednostek straży na raz nie widziano. - W niedzielę pożar w Rusocicach gasiła jedna jednostka zawodowa i osiem ochotniczych - podaje dyżurny z Komendy Miejskiej PSP w Krakowie. - Na drugi dzień znów strażacy pojechali do Rusocic. Po godz. 22 paliła się kolejna stodoła. W jej gaszeniu brało udział 11 zastępów straży - wylicza dyżurny z PSP. Wówczas ogień szalał u Stanisława Gali. Twierdzą, że podpalacz napisał ogłoszenie - Żona pierwsza zobaczyła blask ognia - mówi pan Stanisław. - Było już po godz. 22. Wybiegłem z domu, złapałem wąż, żeby gasić, ale nie dałem rady. Sąsiadka w tym czasie dzwoniła po straż. Nie dało się ratować sprzętu, zdążyłem tylko wyprowadzić świnię, która stała w jednym z pomieszczeń stodoły - opowiada. Maszyny ma spalone, pół tony zboża też strawił ogień. Ze stodoły zostały kawałki ścian i kilka zwęglonych belek na dachu. Mieszkańcy twierdzą, że podpalacz napisał ogłoszenie. - Podobno czytali, że ma spalić siedem budynków - denerwuje się pani Krystyna. Ludzie wpadają w panikę. Boją się iść spać. - To chore - powtarza sołtys Rusocic Roman Starowicz. Gospodarz wsi razem z miejscowym księdzem organizują dziś zebranie wiejskie. - Wiem, jak bardzo ludzie się boją. Policja szykuje dodatkowe patrole, a my chcemy organizować dyżury. Będziemy chodzić w nocy i obserwować - zapowiada sołtys. Mieszkańcy organizują nocne dyżury Tadeusz Stawowiak, jeden z mieszkańców, twierdzi, że w niektórych miejscach mężczyźni już wychodzą wieczorami na ulicę i patrzą, czy nie kręci się ktoś podejrzany. - Z jednej strony chodzą, a podpalacz z drugiej robi szkody. Nie upilnujesz - mówi mu inny mieszkaniec. Policja wysyła dodatkowe patrole w tę okolicę. - Po pierwszych dwóch pożarach mieliśmy nadzieję, że wszystko się uspokoiło. Jednak pojawiły się kolejne. Wszystko wskazuje na to, że to podpalenia - akcentuje podinspektor Piotr Wojtak, zastępca komendanta powiatowego w Krakowie. - Zatrzymaliśmy już jedną osobę, która była typowana na podpalacza, ale to się nie potwierdziło. Nie bagatelizujemy tej sprawy. Intensywnie poszukujemy sprawcy - zapewnia podinspektor. Barbara Ciryt barbara.ciryt@dziennik.krakow.pl Czy gmina odda parkingi? Będą kary za smród Za 10 kg amfetaminy więzienie i grzywna