Co ciekawe w tej sprawie, burmistrz nie wnosi żadnych zarzutów do treści materiałów dziennikarskich, które zamieszczane są na witrynie. Bolą go jednak nieprzychylne komentarze internautów, jakie ukazują się pod tymi tekstami. Na przykład takie: "A szanowny pan burmistrz niech się buja, ale niech sobie zapamięta, że Kalwarianka to Miejski Klub Sportowy", "Burmistrzu opamiętaj się, co pomysł to bardziej debilny" (pisownia oryginalna). A zdarzają się i bardziej dosadne komentarze. - Jestem osobą publiczną, jestem przygotowany na wszelkie analizy, ale są pewne granice demokracji i przyzwoitości - mówi burmistrz. Żąda usunięcia zakwestionowanych przez niego wpisów, ale też zakazu umieszczania na stronie tego typu komentarzy. Administrator strony odpowiada: - Nie mogę cenzurować wypowiedzi mieszkańców, internautów, kiedy nie wiem czy one naruszają czyjeś dobra osobiste. Równie dobrze każdy wpis mógłbym usunąć, podejrzewając, że kogoś on obraża. O ewentualnym naruszeniu dóbr osobistych rozstrzyga sąd - mówi Tomasz Baluś i dziwi się, że burmistrz ściga sądownie jego, skoro są możliwości, aby ustalić autorów wpisów i ich ewentualnie pociągnąć do odpowiedzialności. - Dziś w internecie nikt nie jest anonimowy. Każda osoba dodając komentarz do tekstu robi to na własną odpowiedzialność. Internauci, którzy komentują nasze teksty, są o tym informowani - przekonuje. Zdaniem medioznawcy prof. Ewy Nowińskiej z UJ zaskarżone przez burmistrza komentarze nie przekraczają granicy wolności słowa. - Być może są niekiedy wyrazem rozżalenia ludzi, ale to znaczy, że władza powinna z nimi rozmawiać, a nie obrażać się - mówiła dziennikarzom TVP Kraków. Kto ma rację? Sprawę obserwują przedstawiciele Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. We wtorek po południu w krakowskim Sądzie Okręgowym odbyła się pierwsza rozprawa. Kolejna - w marcu. MIROSŁAW GAWĘDA mgaweda@dziennik.krakow.pl Czytaj również: KOMU, ILE I ZA CO PŁACIMY? RYNEK BEZ ŚLADU OKUPACJI ŚMIERDZĄCA SPRAWA NA ZBOROWSKIEGO