Miniony weekend jeszcze raz pokazał, że miasto nie jest przygotowane na tak wielu zmotoryzowanych turystów. W sobotę i niedzielę natężenie ruchu na Podhalu sięgnęło szczytu możliwości. Policja ze względów bezpieczeństwa zamknęła drogę do Morskiego Oka, a stojące kilometrami auta zablokowały "zakopiankę". Gdy komuś w końcu udało się po kilku godzinach jazdy z Krakowa, w tym dwóch z Nowego Targu, dotrzeć do Zakopanego, czekała go kolejna gehenna - znalezienie miejsca parkingowego. - Tylko dlatego, że bardzo dobrze znam Zakopane, znalazłem w niedzielę, z daleka od centrum, miejsce, by zaparkować na kilka godzin - mówi pan Tomasz spod Zakopanego. - Turyści jednak kręcili się dookoła i nawet miejsce na płatnym parkingu było dla nich na wagę złota. Ze skali problemu zdają sobie sprawę władze Zakopanego: - Nigdy jeszcze nie widziałem w mieście tylu szybko zorganizowanych, prowizorycznych parkingów, na przykład na łąkach koło Krokwi, a i tak zaparkowanie auta było dla turystów koszmarem - przyznaje Janusz Majcher, burmistrz Zakopanego. - W mieście nie ma już po prostu miejsca na nowe parkingi, trzeba szukać innych rozwiązań - sprawnej komunikacji publicznej czy parkingów podziemnych. Choć pozornie łatwiej i taniej byłoby zorganizować nowe połączenia z Podhala do Zakopanego i w samym mieście, to jednak bliższa realizacji wydaje się druga koncepcja: - Dla małego, na 700 miejsc, parkingu podziemnego na Łukaszówkach mamy już wydane warunki zabudowy - mówi Janusz Majcher, burmistrz Zakopanego. Problemem jest teraz finansowa strona przedsięwzięcia - inwestycja miałaby kosztować około 70 milionów złotych, czyli sumę niewiele mniejszą niż roczny budżet Zakopanego. Na wydatek takiej skali Urzędu Miasta nie stać, stąd prawdopodobnie zwycięży koncepcja partnerstwa publiczno-prywatnego. - Inwestor, który wybuduje parking, będzie go potem eksploatował nawet przez kilkadziesiąt lat - wyjaśnia burmistrz. Rozwiązanie takie nie jest jednak jeszcze przesądzone: - To Rada Miasta podejmie decyzję, czy wchodzimy w taki układ. Jak jednak przyznają włodarze Zakopanego, nawet jeśli powstanie parking na Łukaszówkach, nie rozwiąże to problemów wynikających z olbrzymiej dysproporcji wielkości miasta i ruchu turystycznego, który przyjmuje: - Wszystkie górskie miasteczka w Europie mają problem z autami - z korkami i z parkingami - twierdzi Jan Gąsienica-Walczak, zastępca burmistrza Zakopanego. - Nie unikniemy ich w Zakopanem w sytuacji, gdy do trzydziestotysięcznego miasta zjeżdża trzysta tysięcy turystów. Nie tak dawno taksówkarz w stolicy powiedział mi, że nie przyjedzie już do Zakopanego, bo po naszym mieście nie da się już jeździć autem. Odpowiedziałem mu, że to samo mieliby w trzymilionowej Warszawie, gdyby zjechało tam nagle trzydzieści milionów ludzi. (LK)