W jego pracach "diabeł walczył z aniołem". Nic więc dziwnego, że jego droga do malowania współczesnych ikon prowadziła przez zakręty niewiary w Boga, potem w "teologów w sutannach". Bo Jerzy Nowosielski był artystą osobnym. Pod wieloma względami... Urodził się 7 stycznia 1923 roku w Krakowie, tu też spędził dorosłe życie. Wyłączając łódzki epizod zawodowy, wpisał się na trwałe w podwawelski pejzaż artystyczny. Stale tu wracał... Od urodzenia żył na styku kultur - jego matka była katoliczką, ojciec zaś unitą, pochodzącym z łemkowskiej rodziny. Od początku też zdradzał plastyczne zainteresowania. Początkowo skłaniał się ku impresjonizmowi i ekspresjonizmowi, potem kubizmowi. Jednak w historię sztuki wpisał się swoją interpretacją sztuki ikon. Jako kilkunastolatek odbył pielgrzymkę do Ławry w Poczajowie na Wołyniu. "Ja, malarz polski, duchowo narodziłem się właśnie tam. W Ławrze Poczajowskiej" - zwykł mawiać. "Pozostałem Mnichem" Wojna zastała go w gimnazjum. Jego rodzice, którzy stracili wcześniej dwóch synów, bardzo chcieli uchronić go przed dramatem wojny. Jego rówieśnicy walczyli na froncie i w konspiracji, on uciekł z rodziną do Lwowa. Tam wcześniej oglądał zbiory Muzeum Ukraińskiego z bogatą kolekcją ikon. Zafascynowały go. "Pierwszy raz spotkałem się z wielką sztuką w takim stężeniu i w takiej ilości. Wrażenie było tak silne, że tego spotkania nigdy nie zapomnę. Patrząc odczuwałem po prostu ból fizyczny... Nie byłem w stanie przejść z jednej sali do drugiej. Wszystko to, co później w ciągu życia realizowałem w malarstwie, było, choćby nawet pozornie stanowiło odejście, określone tym pierwszym zetknięciem się z ikonami w lwowskim muzeum" - mówił po latach. "Ważny dla mnie jest mój klasztor" Po wkroczeniu Rosjan nie było wyjścia, musieli wracać do Krakowa. W 1940 roku rozpoczął regularne studia na Wydziale Malarstwa Dekoracyjnego krakowskiej Kunstgewerbeschule. Był tam uczniem Stanisława Kamockiego. Poznał między innymi Kazimierza Mikulskiego i Mieczysława Porębskiego, jednego z najważniejszych teoretyków sztuki polskiej XX wieku. Dwa lata później, w 1942 roku, poprosił jednak ihumena podlwowskiej Ławry św. Jana Chrzciciela, aby go przyjął do wspólnoty. Podobno też za namową rodziców. Chcieli, by mury klasztorne skutecznie oddzieliły go od codzienności wojny. Ale Nowosielski był tam tylko cztery miesiące - z powodu choroby, na którą zapadł podczas malowania cerkwi w Bolechowie, odesłano go do domu. "Ale pozostałem mnichem. Nie lubię jeździć, nie lubię niepotrzebnych działań. Ważny dla mnie jest mój klasztor wewnętrzny" - twierdził po latach. W roku 1945 podjął naukę w krakowskiej ASP, znalazł się w kręgu Tadeusza Kantora. Należał do Grupy Młodych Plastyków, z której wykluła się Grupa Krakowska. Uczestniczył także w "Wystawach Sztuki Nowoczesnej", brał udział w konferencji plastyków w Nieborowie, a już w okresie odwilży w historycznej wystawie "Dziewięciu", obok Tadeusza Kantora, Jonasza Sterna, Marii Jaremy, Tadeusza Brzozowskiego. Jerzy Stajuda pisał wówczas, że "dziwny to ikonopis, który korzysta obficie z odkryć psychoanalizy, doświadczeń surrealizmu, nie stroni od geometrycznej abstrakcji". "Pojęcie ikony rozszerzało się u mnie" Od tego momentu wszedł na karty historii sztuki, zaczęło być o nim głośno - w 1956 prezentował Polskę na Biennale w Wenecji, w 1959 wystawiał na Biennale w Sao Paulo. Uczestniczył w ponad 300 wystawach, z czego 100 to prezentacje indywidualne. W 1962 roku objął pracownię malarstwa na ASP (choć sam dyplom uzyskał po przerwaniu studiów dopiero w... 1961 roku! - przyp. red.). Prowadził ją przez 30 lat. I wpłynął na uczniów, odcisnął w ich twórczości swoje piętno. "Nowosieli" mieliśmy i mamy w polskich galeriach sporo. Szkoda że nie tej samej klasy. Ale dla wielu historyków sztuki to już za dużo. Zarzucano mu, że zamiast rozwijać indywidualności, wszystkich upodobnił do siebie... Wojna nawróciła go na ateizm Wojna i choroba go wyzwoliły. Pod wieloma względami. Przede wszystkim zerwał z wszelkim nacjonalizmem i "jakimś tam patriotyzmem". Widząc wagony pełne żołnierzy, pamiętając jak sąsiedzi polscy i ukraińscy nagle stali się wrogami. To za dużo dla wrażliwego młodzieńca. Wyzwoliły go też od wszelkiej ortodoksji, od której "zaczyna się intelektualne lenistwo i nienawiść do człowieka innego niż ja". Jednak - jak sam twierdził - wojna oddaliła go także od wiary, "nawróciła na ateizm". Przestał wierzyć "teologom w sutannach". Potem został metafizykiem, a nawet mistykiem i "spirytualistą". Jego wiarą stało się prawosławie, ponieważ ortodoksja prawosławna "najmniej krępuje człowieka. Tam najważniejsza jest liturgia i tajemnica".