Sytuacja zmienia się od rana jak w kalejdoskopie. Raz leje deszcz, to znów na chwilę się przejaśnia. Gdyby nie padał mocny deszcz, mieszkańcy mogliby się skupić na naprawie szkód, a te są naprawdę ogromne. Płynąca środkiem Makowa woda zniszczyła kilka domów, wiele innych podmyła czy zalała. Nurt zerwał też nawierzchnię kilku ulic. Na szczęście około połowy tej niszczącej wody udało się zawrócić do właściwych koryt górskich potoków. Reszta niestety nadal płynie ulicami, jednak jej poziom obniża się. Jeśli nie będzie padać, za dwa dni być może główne "rzeki" miasta staną się ponownie ulicami. O tym, że znów może padać nikt nawet nie chce myśleć. Mieszkańcy Makowa są już bardzo zmęczeni i zrezygnowani. Jak mówią, nie było u nich do tej pory takiej klęski. Do tego w części miasta nie ma prądu, brakuje wody i jedzenia. Od około południa mieszkańcy mniej zniszczonych przez wodę terenów mają prąd w woda w kranach nadaje się do spożycia po przegotowaniu. Czynne były już niektóre sklepy spożywcze. Całe szczęście do Makowa można się już dostać. Przez wiele godzin miasto było odcięte od świata. Teraz część dróg jest już przejezdna. Mieszkańcy nie chcą jednak uciekać. Chcą walczyć z żywiołem. Wciąż umacniają wały i czekają na pomoc. Straty w Makowie Podhalańskim na razie są bardzo trudne do oszacowania. Zniszczone są drogi dojazdowe i mosty.