Planowane przez urzędników kontrole to konsekwencja znowelizowanych przepisów ustawy oświatowej, w myśl których samorządy mają prawo sprawdzać, jak szkoły wykorzystują pieniądze z budżetu miasta. Dotacje otrzymują szkoły publiczne i niepubliczne o uprawnieniach szkół publicznych. Na kształcenie każdego z uczniów dostają co miesiąc dofinansowanie. Wprowadzenie kontroli dotacji miało zapobiegać wyłudzaniu środków publicznych. Teraz urząd ma prawo sprawdzać dokumentację finansową i organizacyjną szkoły. Jednak to nie koniec kontroli. Magistrat policzy też, ilu jest uczniów równocześnie zapisanych do kilku szkół. - Na razie wiemy o przeszło dwustu takich przypadkach. Przede wszystkim są to osoby zapisane do szkół policealnych dla dorosłych - mówi Jan Żądło, dyrektor Wydziału Edukacji krakowskiego magistratu. Mimo że prawo wprost nie zabrania edukacji w dwóch szkołach jednocześnie, MEN stoi na stanowisku, że nie wolno kontynuować nauki w szkole tego samego typu. Tego jednak, czy uczeń rzeczywiście chodzi na zajęcia, a więc czy dotacje są przeznaczane na jego kształcenie, urząd już sprawdzić nie może. Zresztą podobnie jak kuratorium, które z niską frekwencją może zrobić niewiele. Dlaczego? Ponieważ ustawa oświatowa nie przewiduje obowiązku obecności na zajęciach. Szkoły niepubliczne o uprawnieniach szkoły publicznej mogą jedynie zapisywać taki wymóg w swoich statuach, ale ucznia, który na zajęcia nie chodzi, z listy skreślić nie mogą. Jedyną karą dla "wagarowicza: może być brak promocji na następny semestr, ale nie automatyczna utrata statusu ucznia szkoły. Czy kontrole urzędników ukrócą fikcyjną naukę finansowaną z budżetu miasta? Bardziej skuteczna okazałaby się raczej zmiana przepisów na bardziej restrykcyjne. W przeciwnym wypadku martwe dusze będą miały nadal najwyższą frekwencję w szkole.