Ludzie schodzą się z całych Wierzchosławic. Zapalają znicze, modlą się. - To były takie fajne, normalne chłopaki - westchnie ktoś od czasu do czasu. Wokół stawu cisza. Jak chwilę po tym, kiedy renault z sześcioma osobami spadł dachem na taflę wody. Tylko ludzi kręci się więcej. Pierwsze znicze zapłonęły jeszcze w środę wieczorem. Jak odjechała policja, straż i zabrano ciała. Wczoraj od rana co chwilę ktoś się pojawia. Przychodzą pieszo, podjeżdżają samochodami, albo rowerami. Kobieta w czarnym skórzanym płaszczu zapala kolejny znicz w rządku. - Kolega syna jechał tym autem. Znałam go z widzenia, to przyszłam się pomodlić - tłumaczy. - Wszyscy tu jesteśmy w szoku. To nie żadna wojna, albo zamieszki, a sześciu chłopaków na raz zginęło. Bezsensowna śmierć - wzdycha Wojciech Pochroń. Do niedawna był sołtysem, we wsi zna wszystkich. Jak inni mówi o zmarłych "normalni chłopcy, z normalnych rodzin". Na korytarzach gimnazjum w Wierzchosławicach wczoraj było o wiele ciszej niż zwykle. Niejeden znał tych, co zginęli. Choćby Patryka, który skończył gimnazjum przed wakacjami. - Spokojny, sympatyczny, nie sprawiający problemów - tak zapamiętała go Halina Włodarczyk, dyrektorka szkoły. Jeszcze ma go przed oczami. W połowie września odwiedził gimnazjum. Mateusz uczył się tu kilka roczników wcześniej. Spokojny, zżyty z klasą. - To była pierwsza u nas klasa integracyjna. Opiekował się mniej sprawnymi kolegami - dodaje łamiącym się głosem Halina Włodarczyk. W południe w sali gimnastycznej spotkali się wszyscy uczniowie, nauczyciele. Miejscowi księża poprowadzili modlitwę. Za całą szóstkę. Czuli taką potrzebę. Modlili się już tak, kiedy zginęli polscy pielgrzymi, albo dzieci w Biesłanie. Za swoich też chcieli. Jan Malisz przyjechał nad staw na rowerze. W środę spędził tu wiele godzin, razem z rodzinami. Trzymał Mateusza do chrztu. - Matko Boska Święta, to taki fajny synek był - patrzy prosto w oczy. Chłopak po szkole wyjechał do pracy w Anglii. Niedawno wrócił. Za dwa tygodnie znowu miał lecieć. Chciał zarobić. Auto kupić, żeby jeździć do dziewczyny pod Dąbrową Tarnowską. Anglia nie tylko dla niego była ważna. Jeszcze trzech innych się tam wybierało. W środowy wieczór mieli się żegnać. Około północy renault clio z asfaltowej drogi skręcił na kamienistą dróżkę. Było ciemno, gęsta mgła. Z wąskiej grobli auto spadło do wody. Walczyli. Wykopali szybę w drzwiach pasażera. Prawie udało im się rozbić przednią. Ale nie wydostał się żaden. Wójt gminy Wierzchosławice Wiesław Rajski pamięta Wiktora. Parę lat temu odbywał w urzędzie staż. Rano w urzędzie zebrał się zespół kryzysowy. Każdej z rodzin przyznano finansową zapomogę. - Zapewnimy im też stałą pomoc psychologów - mówi wójt Rajski. Chrzesny Mateusza rano zajrzał do rodziców chłopaka. - Tragedia. Jego siostry nie da się uspokoić, tak przeżywa - martwi się. Wsiada na rower. Odjeżdża znad stawu. Na brzegu zostaje samotny mężczyzna. Nic nie mówi. Kuca i nie odrywa oczu od wody.