To wszystko dla bezpieczeństwa pacjentów - zapewnia dyrektor ośrodka, która ma także w planach odtwarzanie trzeźwiejącym gościom izby muzyki relaksacyjnej. Te zbytki mogą dziwić. Po co pijanym np. kosztowny system ogrzewania podłogowego? Dyrektor izby wytrzeźwień Elżbieta Damasiewicz-Gudzowska przyznaje, że ma on chronić pacjentów ośrodka przed... samobójstwami. - W swojej 13-letniej praktyce często spotykałam się z tym, że osoby trzeźwiejące w izbie popadają w depresję i próbują się zabić. Wystarczy byle co: klamka, kratka, żeby się powiesić - mówi. W placówce przy ul. Rozrywki spał ostatnio mężczyzna, który postawił łóżko na sztorc i próbował się powiesić na porwanej koszulce. W dwunastu pokojach dla trzeźwiejących nie ma wystających elementów. Zlikwidowano klamki okienne, a okna są zamontowane na stałe. Tylko po co kuloodporne szyby? Dyrektorka tłumaczy, że dzięki mocnemu szkłu nie trzeba było montować krat, na których chcieli się wieszać pensjonariusze. Takie okna przydają się też, gdy koledzy pensjonariuszy próbują ich odbić. - Zdarzyło się, że rzucali kamieniami - przyznaje Damasiewicz. Pół roku temu krakowscy radni PO uparli się, żeby przerobić lub nawet zlikwidować izbę wytrzeźwień. - Co roku z budżetu miasta wydajemy kilka milionów złotych na jej utrzymanie, bo ściągalność opłat za pobyt jest bardzo niska - przekonuje Łukasz Osmenda. Projekt reorganizacji placówki, nad którym pracują radni, ostatecznie nie zakłada likwidacji, a prywatyzację. - To zmniejszy koszty - tłumaczy radny, ale dyrektor Damasiewicz to nie przekonuje. Wskazuje ona na "wrodzoną" nierentowność podobnych instytucji. Na razie pomysł został jednak odłożony, bo radni czekają na projekty ustawy regulującej los zakładów budżetowych (krakowska izba ma taki status).