Na drodze stanąć może na przykład zawodna technika. Przekonał się o tym Kazimierz Pierzchała z Nowego Sącza, którego wadliwy lottomat może pozbawić ok. 240 zł, jakie należą mu się za trafienie czwórki w dużego lotka - pisze "Gazeta Krakowska". Pan Kazimierz gra w lotka od 30 lat. Kiedyś wysyłał po kilka zakładów, typując swe szczęśliwe liczby. Dziś stać go najwyżej na jeden zakład w losowaniu. - Zagrałem na chybił trafił i bardzo się ucieszyłem, kiedy padły moje cztery liczby - opowiada w rozmowie z dziennikarzami gazety . - Może dla kogoś 240 zł to żadne pieniądze, ale dla mnie to dużo. Mój cały miesięczny dochód to 480 zł z biura pracy, a za chwilę nawet tego nie będę miał. Przez 30 lat grania to byłaby moja największa wygrana. Byłaby, gdyby nie błąd maszyny. Właściciel szczęśliwego kuponu - jak wyjaśnia gazeta - poszedł do kolektury, z której wcześniej wysyłał zakład, ale usłyszał, że lottomat nie rozpoznaje jego kuponu. Z pisemnej reklamacji, wysłanej do oddziału Totalizatora Sportowego w Krakowie pan Kazimierz dowiedział się później, że powodem odrzucenia kuponu był prawdopodobnie wadliwie wydrukowany kod kreskowy, a zgodnie z regulaminem Lotto, to grający winien się upewnić, czy z kuponem wszystko jest w porządku. - Nie miałem pojęcie, że coś jest nie tak - zapewnia mieszkaniec Nowego Sącza. - Wszystkie liczby są czytelne, jest godzina i data nadania, jest też data losowania. Skąd mam wiedzieć, jak wygląda właściwy kod kreskowy? - To nawet niemożliwe, żeby człowiek nauczył się odczytywać taki kod - przyznaje Milena Górniak z działu marketingu Lotto. Zastrzega jednak, że nie zna tego konkretnego przypadku i nie może go oceniać. Odsyła do kierownika działu gier liczbowych Adama Hyli. - Rzeczywiście, trudno ocenić czy kod kreskowy został wydrukowany właściwie, ale na kuponie są jeszcze inne cechy pomagające w identyfikacji, w tym przypadku one też są niewidoczne - tłumaczy Adam Hyla. - Nasz regulamin mówi jasno, jeśli numer seryjny powtórzony potem w kodzie kreskowym jest nieczytelny, to nie możemy wypłacić wygranej - mówi gazecie A. Hyla. Jak zapewniają pracownicy totalizatora, nie ma znaczenie, czy chodzi o czwórkę, czy główną wygraną, wartą czasem kilka milionów złotych. Taka sytuacja prowadzi jednak do zaskakującego wniosku, że odpowiedzialność za stan techniczny maszyn losujących spada na grających. W przypadku Kazimierza Pierzchały, skutki awarii sprzętu najboleśniej dotyka właśnie jego. Właściciel feralnego kuponu na pytanie, czy skorzysta z dodatkowej możliwości, odpowiada krótko: - Oczywiście.