Sobota, godzina 9.45. BMW wypada ze swojego pasa ruchu, uderza o krawężnik, a następnie czołowo zderza się z audi. Obaj kierowcy giną na miejscu, pasażer umiera w szpitalu. A wszystko dzieje się przy małym ruchu samochodowym, dobrej pogodzie, na gładkiej ul. Nowohuckiej. Ulica natychmiast wędruje na samą górę "czarnej listy" najniebezpieczniejszych miejsc w Krakowie. Czarne ulice Dotychczas królowały tam równie "bezpieczne" aleje i ulice: - Wielicka, Jana Pawła II, Zakopiańska, Pokoju, Opolska, Kocmyrzowska - wymienia podinspektor Krzysztof Burdak, nowy naczelnik Sekcji Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. - A z węzłów najwięcej zdarzeń notujemy na rondzie Antoniego Matecznego, Ofiar Katynia, Dywizjonu 308 oraz niemal wszystkich przecznicach al. Jana Pawła II. Paradoksalnie, to miejsca o dobrej nawierzchni, z dwoma pasami ruchu z prawidłowym oznakowaniem pionowym i poziomym oraz o prawidłowo działającej sygnalizacji świetlnej. A jednak to tam zdarza się najwięcej wypadków, w których ludzie wychodzą ciężko ranni albo giną. - Nadmierna prędkość, głupota i brak doświadczenia - ocenia podinspektor Burdak. - Właśnie w takich miejscach kierowcy rozpędzają się do prędkości dużo powyżej 100 km/h. Brawura bierze przewagę nad rozsądkiem, a umiejętność prowadzenia samochodu jest niewielka. Każdy za to chce jeździć jak Kubica, więc o tragedię nietrudno. Co gorsza, wzrasta liczba poszkodowanych pieszych. - Kierowcy nie przestrzegają przepisów. Przepisy zobowiązują ich do ograniczenia prędkości, by nie narazić pieszego na pasach. A u nas mało kto to robi - twierdzą policjanci. Mandatem w pirata Drogowcy, słysząc o zwiększającej się liczbie wypadków, bezradnie rozkładają ręce. - Naszym podstawowym zadaniem jest oddawanie do użytku gładkich i prawidłowo oznaczonych dróg, więc to robimy - twierdzi Wit Nirski, rzecznik Zarządu Dróg i Transportu. - Jedyne co możemy zrobić, to ustawiać betonowe separatory między przeciwnymi pasami ruchu i to staramy się czynić, ale nie wszędzie się je da ustawić. Możemy też stawiać kolejne znaki drogowe z ograniczeniami prędkości, ale już teraz nie są one przestrzegane. Najlepszym sposobem na poprawę bezpieczeństwa jest... strach przed mandatem. Gdy w 1997 r. oddano do użytku odremontowaną al. Armii Krajowej, nie było dnia, by na jej łuku nie dochodziło do co najmniej kilku stłuczek i wypadków. Nie pomogły znaki drogowe, nie pomogły blaszane separatory ani nawet nowatorski w Polsce sposób - wkopanie odpromiennika, neutralizującego negatywne pole magnetyczne, które ponoć tam występuje. Wypadki i kolizje zdarzały się co chwila. Pomogły dopiero policyjne patrole z radarem, wyłapujące i surowo karzące jadących za szybko kierowców. Kilka lat temu postawiono tam dwa z 19 stojaków na fotoradary. Sposób okazał się wyjątkowo skuteczny. - Ale nie możemy ustawić na wszystkich ulicach fotoradarów. To bardzo droga impreza i wymagająca wielu zabiegów i pozwoleń - uważa podinspektor Burdak. - Będziemy natomiast coraz częściej używać radarów ręcznych. Przemieszczające się patrole z "suszarkami" będą się pojawiać w coraz to innym miejscu, by znów wracać do miejsc szczególnie niebezpiecznych. Świadomość, że w każdej chwili można dostać mandat, powinna uspokoić kierowców o "sportowym" zacięciu. I jeszcze jeden paradoks - korki podnoszą poziom bezpieczeństwa na drogach. Na zatłoczonych ulicach dochodzi najwyżej do niegroźnych stłuczek. Jerzy Kłeczek jerzy.kleczek@echomiasta.pl Liczby: Szczegółowy raport na temat bezpieczeństwa na poszczególnych ulicach Krakowa znany będzie dopiero w styczniu, już teraz policja odnotowuje nieustannie wzrastającą liczbę kolizji i wypadków na dwupasmowych drogach. - Wielicka: 35 zdarzeń, 6 rannych, Jana Pawła II: 32 zdarzenia, 6 rannych i jeden zabity, Zakopiańska: 23 zdarzenia, 5 rannych. I to wszystko tylko w listopadzie - wylicza szef krakowskiej drogówki. - W porównaniu z listopadem 2006 r. mamy w Krakowie o 34 wypadki, 52 rannych i 2 zabitych więcej. Wszystko o drogach i samochodach - sprawdź na motoryzacja.interia.pl