Poruszyła niebo i ziemię, by pomóc dziecku. Wydzwaniała do lekarzy w Nowym Sączu i Warszawie. Sprowadzała leki z zagranicy. Czuwała przy Paulince dzień i noc - informuje "Gazeta Krakowska ". - Pani doktor uratowała nam dziecko. Bez jej pomocy nie poradzilibyśmy sobie - mówią zgodnie rodzice Paulinki, Ewelina i Wiesław Hilowie. Zofia Jungiewicz ma 64 lata. W rodzinnej Tęgoborzy pracuje od 1969 r. Gdy obejmowała kierownictwo ośrodka, w prowizorycznych pomieszczeniach nie było ani wody, ani ubikacji. Kwestowała wśród rolników i bywało, że oddawali na budowę pieniądze przeznaczone na zasiewy. Pani Zofia jest pediatrą. Mali pacjenci ją uwielbiają, a rodzice chwalą za cierpliwość. Mogłaby odejść na emeryturę, ale woli pracować nadal - na niepełny etat. W marcu 2005 r. do jej gabinetu trafiła Paulinka. - Małą zaczęła boleć prawa noga. Nic nie wskazywało na najgorsze. Do naszej pani doktor poszliśmy, gdy minęły dwa tygodnie, a noga bolała dalej - wspomina Ewelina Hila. Jungiewicz nie zbagatelizowała sprawy. Skierowała dziewczynkę do dobrego ortopedy w Nowym Sączu. Ten, gdy zobaczył zdjęcie rentgenowskie, również nie namyślał się długo. Kazał rodzicom wieźć Paulinkę do Kliniki Onkologicznej Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Lekarze w stolicy stwierdzili, że dziecko ma nowotwór złośliwy kości. Dziewczynce usunięto kawałek zainfekowanej kości w biodrze i uzupełniono endoprotezą. Przed operacją Paulinka przeszła trzy chemioterapie. Kolejne trzy po operacji. To były najgorsze chwile. Dziewczynka było wycieńczona, konieczne okazało się przetaczanie płytek krwi. - Drżeliśmy o jej życie - przyznaje Wiesław Hila. Z rodzicami i Paulinką była cały czas Ewa Jungiewicz. Namówiła ks. Stanisława Berdzika z parafii w Tęgoborzy, by wspólnie z Caritasem zorganizował zbiórkę pieniędzy. Przydały się na częste wyjazdy do Warszawy. Dzięki niej w przychodni w Tęgoborzy nikt nie żałował czasu ani środków na badania Paulinki. Dbała, by w razie potrzeby ambulans przyjeżdżał do Hilów w kilka minut. Otwierała każde drzwi, pilnowała wszystkich terminów. - Takiego poświęcenia się nie spodziewałam - twierdzi Ewelina Hila. - Pani Zofia przyjeżdżała na każde zawołanie, pilnowała i nadal pilnuje, żeby Paulinka nie złapała żadnej infekcji. Traktuje ją jak dosłownie swoją wnuczkę. Nie wiemy, jak jej dziękować. Taki lekarz to prawdziwy skarb - dodaje. Zofia Jungiewicz w swoim postępowaniu nie widzi nic nadzwyczajnego. - Wypełniam tylko swoje obowiązki. Lekarz ma przecież pomagać ludziom, więc pomagam. Nikt nie powiedział, że powinien to robić tylko w przychodni lub szpitalu - mówi skromnie. A Paulinka ma już wyrobione zdanie na temat swojej lekarki: - Pani doktor jest kochana - mówi z uśmiechem. Dziewczynka pomyślnie przechodzi rehabilitację: ćwiczy pod okiem specjalistów z Nowego Sącza, uczy się pływać. Jest pierwszoklasistką. Brakuje jej tylko szkolnych koleżanek. - Nauczycielki przychodzą uczyć mnie w domu - mówi. - Pani doktor się uparła.