Tym razem, po cyklu operowym, olkuszanie mieli okazję obejrzeć i wysłuchać operetkę. Wybór autora i dzieła wydaje się oczywisty, wszak zainteresowanie "Księżniczką Czardasza" Kalmana - najsłynniejszą operetką świata - nie słabnie od blisko 90 lat. Powszechnie uważana za arcydzieło gatunku nieustannie urzeka zabawnymi dialogami, zaskakującymi zwrotami akcji, a przede wszystkim niespotykanym nigdzie indziej nagromadzeniem operetkowych przebojów. Któż bowiem nie zna "Choć na świecie dziewcząt tyle", "Artystki z variete", czy "W rytm walczyka serce śpiewa - kochaj mnie"? Przyjęcie, z jakim "Księżniczka Czardasza" spotkała się w Olkuszu, to bez wątpienia nie tylko zasługa rangi dzieła, lecz w ogromnej mierze gliwickich artystów, a wśród nich solistów - odtwórców głównych ról: Anny Noworzyn (w roli Sylwii), Tomasza Urbaniaka (Edwin), Barbary Stryjeckiej (Stasi), Huberta Miśka (Boni), Pawła Kajzerskiego (Feri). Nie bez znaczenia jest rozmach, z jakim każdorazowo przygotowywane są wyjazdowe spektakle Opery Śląskiej. 11 solistom towarzyszyło 30 chórzystów, 35-osobowa orkiestra pod batutą Krzysztofa Dziewięckiego i 6 tancerek baletowych. Wraz z inspicjentkami i obsługą techniczną zespół liczył 111 osób. Imponującym dopełnieniem spektaklu były barwne, bogate stroje i wielopoziomowe dekoracje, których przywiezienie wymagało użycia dwóch samochodów ciężarowych. Jak oprzeć się widowisku tej klasy? Nie sposób. Choć dziś jeszcze zbyt wcześnie zapowiadać następną wizytę Opery Śląskiej w Olkuszu, bez ryzyka można założyć, iż będzie kolejnym, niezapomnianym wydarzeniem kulturalnym.