Wciągu 6-godzinnego pobytu odwiedził Sukiennice, kościół Mariacki, Zamek Królewski na Wawelu i Kazimierz - czytamy w "Polsce Gazecie Krakowskiej". Głównym celem przyjazdu książęcej pary było otwarcie Centrum Społeczności Żydowskiej przy ul. Miodowej. Kiedy książę Karol gościł u nas 6 lat temu, zachwycił się pięknie odremontowanymi synagogami na Kazimierzu. Wówczas zadał pytanie, co by mógł dla Gminy zrobić? - Powiedziałem, że marzy mi się takie miejsce, w którym krakowscy Żydzi będą mogli się spotykać - mówi przewodniczącemu Gminy Żydowskiej Tadeusz Jakubowicz. Nie wierzył, że coś z tego wyjdzie, do momentu, kiedy przyjechali do niego przedstawiciele fundacji World Jewish Relief proponując, że sfinansują budowę centrum. W nowym budynku książęcą parę przywitali starsi przedstawiciele społeczności żydowskiej. - Gdzie pani pracowała? - dopytywała się księżna. - Byłam nauczycielką. - Och, to wspaniale. Teraz ma pani pewnie dużo czasu na odpoczynek. Co pani robi? - Czytam, czytam, czytam? - O, to najwspanialsza rzecz, jaką można robić - prowadziła konwersację księżna. - Ach, jaki piękny żółwik. To ty go narysowałeś? - zagadnął książę Karol, klękając przy stoliku, przy którym usadzono maluchy. - Nie, to on - zawstydzony chłopiec wskazał ręką kolegę. - Jakie śmieszne siedzenie - wykrzykiwała Camilla podskakując na dużej poduszce, z której zeszła mała dziewczynka. Ale za chwilę, jak nakazywał sztywny, oficjalny protokół, księżna usiadła grzecznie na krześle i cierpliwie przyglądała się występom śpiewających i tańczących dzieci. Karol zajął miejsce tuż obok tupiąc nogami, jakby też miał ochotę zatańczyć. Przyznał się zresztą do tego Leopoldowi Kozłowskiemu, który podczas przyjęcia w synagodze Kupa wręczył mu płytę ze swoimi żydowskimi piosenkami. - Jeżeli to są pana piosenki, to chętnie kiedyś zatańczę - obiecał, przesuwając się wśród tłumu zaproszonych gości, z którymi wymieniał uściski dłoni, uśmiechy i konwencjonalne, wyuczone zdania. To był jedyny moment, gdy udało mu się wypić filiżankę herbaty, a Camilli szklankę wody. Jak nas poinformowali organizatorzy, podczas oficjalnych przyjęć para książęca nigdy nic nie je, bo, po pierwsze, nie ma na to czasu, a po drugie, musi mieć wolne ręce, by móc się witać. Dlatego książę Karol i księżna Camilla pierwszy posiłek od czasu wylądowania w Krakowie zjedli dopiero w samolocie lecącym do Londynu. No i czyż to prawda, że książę to ma klawe życie? Pobyt książęcej pary wzbudził ogromne zainteresowanie krakowian. Godzina 14.30. Gdy książę i księżna są w Centrum Społeczności Żydowskiej, na Miodowej zbiera się tłum gapiów. W oczekiwaniu na książęcą parę ludzie wymieniają opinie. - Ja to już dwie godziny stoję - chwali się starsza pani. Mijają minuty, a para książęca nie wychodzi. Wkoło słychać pomruk zadumy nad losem polskich emigrantów. - A w Kanadzie to Polaka zabili na lotnisku. Spokojny był, tylko po angielsku nie umiał - przypomina sobie starsza pani. Rodzina królewska nie ma dla niej tajemnic. Uważa, że Karol powinien królem zostać. Sąsiedzi są pod wrażeniem. - A kto tam jest teraz królem? - No, ten, no, wyleciało mi z głowy. Wreszcie jest sam książę. - Prince Charles! Please come here! - woła pani Ela. Książę Walii skręca posłusznie w jej stronę. Nad taśmę ochronną wysuwają się dziesiątki rąk. Karol ściska je w milczeniu, z nieśmiałym uśmiechem , po czym znika w kawiarni. Do niej wstęp jest tylko dla VIP-ów.