Po prawie ćwierć wieku od chwili kiedy Kraków zaczął pić wodę z Raby, w jej dorzeczu panuje kultura nieszczelnego szamba. Trzy czwarte mieszkańców - od Rabki po Dobczyce - nie ma kanalizacji. Nie zanosi się, by było lepiej, bo Kraków już nie chce walczyć ze ściekami na całej długości górnej Raby. Miasto rozważa wystąpienie ze Związku Gmin Dorzecza Górnej Raby i Krakowa. Uważa, że powinno inwestować tylko w ekologię trzech gmin znajdujących się bezpośrednio nad brzegami Zbiornika Dobczyckiego, bo... rzeka jest czysta - donosi w "Polska Gazeta Krakowska". Coś dokładnie odwrotnego o stanie rzeki, z której woda płynie do kranów ponad połowy krakowian, usłyszeliśmy w Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska. Z jej najnowszych badań wynika, że Raba powyżej jeziora jest od kilku lat coraz brudniejsza, a jej stan, ze względu na zmiany klimatu i brak koniecznych inwestycji, będzie się pogarszał. O te inwestycje miał zadbać międzygminny związek, który właśnie rozsypuje się. W Krakowie już w latach 60. dotkliwie brakowało wody. Problem rozwiązało podłączenie w 1986 r. miejskich wodociągów do Zbiornika Dobczyckiego. Na jego północnym brzegu stoi wysoka na 40 m żelbetowa wieża. To ujęcie wody z pompami, które mogą tłoczyć pod Wawel 4 tys. metrów sześciennych nowocześnie uzdatnianej wody na godzinę. Problem został rozwiązany. Ale tylko w połowie. Bo, jak to w Polsce, kiedy budowano wielki (127 mln metrów sześciennych) zbiornik wody pitnej dla prawie milionowej aglomeracji, nikt nie zatroszczył się o czystość zasilającej go rzeki, a więc rozwiązanie kwestii ścieków w liczącym prawie 800 km kw. dorzeczu rzeki powyżej jeziora. Dopiero w 1994 r. powstał Związek Gmin Dorzecza Górnej Raby i Krakowa. 15 gmin - od Dobczyc po Rabkę i Rabę Wyżną - miało wspólnie starać się, by woda dopływająca do jeziora wróciła do stanu naturalnej czystości. Każda miała wkładać do wspólnej kasy złotówkę od mieszkańca rocznie. Kraków do dziś płaci ponad 700 tys. zł rocznie i jeszcze dodaje 10 proc. kosztów uzdatniania wody dostarczanej spod Dobczyc pod Wawel, czyli ok. 2 mln. W pozostałych 14 gminach mieszka łącznie ok. 120 tys. osób, więc Związek praktycznie jest na utrzymaniu Krakowa. Potrzebne pieniądze na finansowanie inwestycji Związek miał pozyskiwać z budżetu państwa, krajowych i unijnych funduszy. Dziś widać, że nie zbliżył się do zakładanego celu. - Do kanalizacji podłączonych jest tylko 25 proc. gospodarstw w naszych gminach - przyznaje Roman Duchnik, dawny starosta limanowski, dziś prezes Związku. W ciągu 12 lat powstało 320 km sieci kanalizacyjnej i 7 oczyszczalni. Najważniejsze dla stanu wody w zbiorniku jest to, że najbliższe mu duże miasto, Myślenice, zanieczyszczają go w największym stopniu i dopiero budują oczyszczalnię z prawdziwego zdarzenia. Kolejne większe miasto, Mszana Dolna, skanalizowane jest w połowie, Pcim w ośmiu procentach. W dorzeczu górnej Raby roboty jest huk, ale Związek... rozsypuje się. Wystąpiły z niego w ub. roku Myślenice. Wielu samorządowców wytyka Związkowi, że nadmiernie skoncentrował się na budowie oczyszczalni i kanalizacji w gminach u źródeł Raby, a nie w tych najbliższych zbiornikowi. Ma to być rezultat układu sił w zarządzie Związku. Większość jego członków, w tym wpływowy wójt Tadeusz Patalita z Mszany, pochodziło z gmin górskich. W zeszłym roku Związek popadł w poważne tarapaty. Przez kilka miesięcy nie płacił pensji swoim pracownikom. Był zadłużony na 10 mln zł. Interweniowała Regionalna Izba Obrachunkowa. Stwierdzono przekroczenia dyscypliny budżetowej. Dlatego też prezes RIO kilka dni temu złożył do rzecznika dyscyplinarnego finansów publicznych wniosek o ukaranie dwóch osób z poprzedniego zarządu Związku. Związek uratowały tworzące go gminy, wpłacając do jego kasy dodatkowe pieniądze. Niebezpieczeństwo nadchodzi jednak ze strony najpoważniejszego udziałowca, czyli Krakowa. Miasto żyje dzięki wodzie z Raby. Ale traci serce dla ochrony całego jej dorzecza powyżej zbiornika. - Jesteśmy zainteresowani przede wszystkim sytuacją w otaczających zbiornik gminach Dobczyce, Siepraw i Myślenice - mówi Wiesław Starowicz, wiceprezydent miasta. Twierdzi, że jakość wody w rzece się poprawiła. Ale... - Nie ma podstaw by twierdzić, że jakość wody w Rabie poprawiła się - mówi stanowczo Ryszard Listwan, zastępca małopolskiego inspektora ochrony środowiska. I przytacza dane. Wodę poniżej Myślenic zaliczano w latach 2004-2006 do III klasy. W 2007 spadła o klasę niżej. Tuż przy zbiorniku, Raba - według ostatnich badań - teoretycznie nie spełnia już wymogów do uzdatniania. Zanieczyszczenia kumulują się w zbiorniku. Rzeką płynie coraz mniej wody i ma ona wyższą temperaturę. To też pogarsza stan wody. Kraków, dzięki unowocześnianiu technologii oczyszczania, nadal będzie pił wodę z Raby. Tyle że coraz droższą.