Jak poinformował rzecznik prasowy komendy policji w Krakowie Piotr Szpiech, kierowca sam zgłosił, że wjechał w dziki, które - jak twierdził - miały mu wbiec pod koła samochodu. Według nieoficjalnego źródła mężczyzna powiedział policji, że pomylił się mu pedał gazu z pedałem hamulca. Świadkowie: Kierowca celowo wjechał w watahę Jednak na policję miały też dzwonić inne osoby, według których duży, terenowy, ciemny samochód z ogromnym rozpędem, celowo wjechał w watahę stojącą w rejonie ulicy Kolistej. Miał przejechać po co najmniej dwóch dzikach. Potem cała wataha miała uciekać w kierunku ul. Lubostroń, a co najmniej dwa ranne dziki miały zostać na ul. Kolistej. Właśnie te osoby, a także inni świadkowie zdarzenia, proszeni są o kontakt z policją. W raporcie policyjnym jest informacja, że jeden dzik został zabity, a drugi ranny "oddalił się". Anonimowy świadek twierdził jednak, że to nie dzik się oddalił, ale od dzika oddaliło się dwóch mężczyzn, z których prawdopodobnie jeden prowadził samochód, wraz z policjantem przybyłym w miejsce zgłoszenia - zostawiając ranne zwierzę na pastwę losu. Nie wiadomo, czy do rannego dzika wezwano pomoc. Krakowskie MPO chce wyjaśnić sprawę Rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania (MPO) w Krakowie Piotr Odorczuk powiedział, że podwykonawcza firma, odpowiedzialna za utylizację martwych zwierząt, w noc zdarzenia nie zabrała z miejsca zabitego dzika, a dopiero po południu na drugi dzień. Krakowskie MPO zamierza wyjaśniać sprawę. Policja: Zdarzenie zakwalifikowane jako losowe - Zdarzenie zostało zakwalifikowane jako losowe - wyjaśnił rzecznik policji. Dodał, że w chwili zdarzenia świadkowie, którzy dzwonili w sprawie, nie wyszli do policji w czasie interwencji, a ich przekaz był jedynie telefoniczny - jest to powodem, dla którego policja nie wszczęła dochodzenia sprawie. - Każda osoba, która uważa, że doszło do przestępstwa i może być świadkiem zdarzenia, może udać się na komisariat i zgłosić ten fakt. Jeśli posiada nagrania - to należy je zabezpieczyć - powiedział rzecznik komendy miejskiej. Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami podkreślało niejednokrotnie, że nieudzielenie pomocy choremu, cierpiącemu zwierzęciu jest znęcaniem się, za które grozi do trzech lat pozbawienia wolności. Zaś za zabójstwo zwierzęcia grozi nawet pięć lat więzienia. - Tam, gdzie mogą się przemieszczać dzikie zwierzęta, powinny być znaki ostrzegawcze - podkreśliła kierownik biura KTOZ Paulina Boba.