Kobieta w trakcie mycia podrobów zauważyła, że wątroba ma dziwny kolor. Przyjrzała się bliżej i znalazła motylicę wątrobową. Wczoraj udała się do zakładu weterynarii, aby sprawdzić, czy jej podejrzenia są słuszne. Szczegółowa ekspertyza wykazała, że wątroba wołowa jest zarażona pasożytem. Wojciech Sokół, rzecznik sieci sklepów Tesco, uspokajał mówiąc, że takie przypadki są dosyć częste. Według niego motylica w tej postaci nie jest groźna dla człowieka - ginie podczas pieczenia czy smażenia. Jednak Monika Johymek z krakowskiego Sanepidu powiedziała, że wystarczyłoby, że klientka zjadłaby na przykład niedopieczoną wątróbkę i połknęła żywego pasożyta. Mógłby on zacząć się rozmnażać i rozwinęłaby się larwa - konsekwencje wówczas byłyby znacznie poważniejsze. Pasożyt osadza bowiem się w wątrobie człowieka, co może doprowadzić nawet do marskości wątroby. Obecnie w krakowskim hipermarkecie weterynarze prowadzą szczegółową kontrole mięsa - cała partia wątroby wołowej została wycofana.