Na schodach teatrów i muzeów lub w przejściach podziemych. Z wielu miejsc są jednak przeganiani. Dziś, w Światowy Dzień Deskorolki, postanowili wypromować swój sport i głośno wykrzyczeć, co ich boli. Zwartą grupą przejadą ulicami Krakowa, protestując przeciwko braku miejsc, gdzie mogliby poszaleć na deskach - informuje "Polska Gazeta Krakowska". Choć miłośników jazdy na deskorolce z roku na rok przybywa, brakuje miejsc do treningów. - Podejmujemy próby wpłynięcia na władze, ale najczęściej kończy się tylko na obietnicach - mówi Wiktor Stasica, który od 11 lat jeździ na desce. - Wygania się nas z różnych miejsc, ale nie daje nic w zamian - dodaje. Najczęściej deskorolkowców jeżdżących "na dziko" można spotkać na schodach Alei Róż w Nowej Hucie, pod Teatrem Słowackiego czy Muzeum Czartoryskich. Wszędzie tam, gdzie znajdą kawałek równej nawierzchni do rozpędzenia oraz schody lub poręcz potrzebne do wykonania triku czy wyskoku. Zmusza ich do tego fakt, iż w Krakowie mamy tylko dwa skate parki położone daleko od centrum, na osiedlach Widok i Kurdwanów. Z kolei niedawno otwarta w starym basenie hotelu Forum specjalna rampa do jazdy na desce, może zmieścić zaledwie 15 osób naraz. To kropla w morzu potrzeb. - Trzeba zrozumieć, że tam gdzie można jeździć na rowerze czy grać w piłkę, nie zawsze można fajnie "pośmigać" na desce. Potrzebny jest nam jeden dobry, zadaszony skate park. Taki, jak mają we Wrocławiu - dodaje Stasica. Władze miasta twierdzą jednak, że nie są ślepe na apele deskarzy. - Staramy się stworzyć skate park w Nowej Hucie. Tam jest największe zapotrzebowanie - odpowiada radny miasta Paweł Bystrowski, przewodniczący komisji sportu i turystyki. - To dużo nie kosztuje, ale trudno znaleźć odpowiednie miejsce. Często brak jest też determinacji ze strony władz dzielnic - dodaje. Dziś kawalkada miłośników deskorolki przejedzie przez centrum Krakowa. Organizatorzy imprezy spodziewają się ponad 200 uczestników. Chcą zwrócić uwagę na swoje potrzeby i w końcu zostać potraktowani serio. - Deska to nie jakaś podejrzana subkultura. To sport. I to niedrogi, dostępny dla każdego - mówi Wojtek Stec, desko-rolkarz. - Dobrą deskę można kupić już za 200zł , a umiejętności przychodzą z czasem... pod warunkiem, że jest gdzie ćwiczy - dodaje.