Reżyserka i aktorka grupy Hotel Modern Pauline Kalker powiedziała, że do stworzenia widowiska zainspirowały ją osobiste przeżycia. - Mój dziadek był Żydem. Przed wojną mieszkał w Niemczech. Później został zabrany do obozu Auschwitz i zginął w nim. Tylko od ojca słyszałam, jakim był człowiekiem. Żałuję, że nigdy go nie poznałam. Jestem też zła, że nie było wtedy przy nim rodziny - wyjaśniła Kalker. Reżyserka i aktorka podkreśliła potrzebę przestrzegania przed powtórzeniem błędów II wojny światowej. - Auschwitz nie jest tematem łatwym. Jednak teatr musi też mówić o rzeczach trudnych - oceniła. Holenderski zespół przedstawia realia obozu za pomocą trzech tysięcy lalek - każda liczy 8 cm - imitujących więźniów. Kukłami poruszają z ukrycia aktorzy. Wrażenia zmysłowe podczas widowiska potęguje gra świateł na scenie oraz dźwięki. Elementami scenografii, które poruszają widza, są też liczne miniaturowe kopie baraków w Auschwitz. Występ jest pozbawiony słów. Kalker zapytana o reakcję widzów na spektakl powiedziała: "Czasami płaczą. Czasami są zszokowani, a bywa też, że w ogóle nie rozumieją przesłania tego dramatu". Według Holenderki osoby, które przychodzą na przedstawienie, są bardzo odważne. - Publiczności nie jest łatwo go oglądać, a nam, aktorom, nie jest łatwo go gra - powiedziała.. Hotel Modern prezentuje "Kamp" od 5 do 15 razy w roku w Holandii i krajach europejskich. Grał ją również w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Japonii. Jak poinformowała Monika Tatka z Teatru Łaźnia Nowa, spektakl po raz pierwszy jest wystawiany w Polsce. W poniedziałek i wtorek pokaz miał charakter zamknięty. Był zarezerwowany wyłącznie dla młodzieży żydowskiej z różnych państw Europy, która przyjechała do Krakowa na wycieczkę. W środę widowisko jest otwarte dla publiczności polskiej, ale bilety już zostały sprzedane. Światowa premiera "Kampu" miała miejsce w 2005 r. Dwa lata temu został on nagrodzony na Festiwalu Teatrów Lalkowych w Nowym Jorku.