Biznes kupuje sprzęt do lokalizowania służbowych aut, które pracownicy wykorzystują czasem do prywatnych celów. Firmy potrzebują również wykrywaczy podsłuchów, aby konkurencja nie mogła ukraść pomysłów i danych. Pracodawcy są też zainteresowani sprzętem, dzięki któremu można monitorować komputery pracowników. Odpowiednie rozwiązanie programowe lub sprzętowe pozwala stwierdzić, komu zatrudniony wysłał e-maila. Nielojalny personel może spowodować straty w firmie. Dlatego szefowie wolą wydać kilkaset czy kilka tysięcy złotych na urządzenia do kontroli. Nadajnik działa - Towarem, którego sprzedaje się najwięcej we wszystkich grupach klientów są podsłuchy - twierdzi Paweł Wujcikowski. - Otworzyłem sklep detektywistyczny w Krakowie, bo brakowało tu takiego handlu. Od półtora roku prowadzę podobną placówkę we Wrocławiu. Przychodzą zazdrośni małżonkowie, detektywi, pracodawcy. Sygnał z miniaturowego nadajnika podsłuchowego można odebrać w promieniu od 600 metrów. Jeśli urządzenie korzysta z telefonii GSM, zasięg staje się praktycznie globalny. Aparaturę można ukryć w rozmaitych przedmiotach codziennego użytku. W stałej sprzedaży są "zapluskwione" lampy, kalkulatory, gniazdka elektryczne, listwy do komputerów. - Hitem jest oprogramowanie, które zamienia telefon komórkowy w urządzenie do kompleksowej kontroli. Kosztuje 2,5 tys. zł, ale podejrzliwi partnerzy są skłonni tyle zapłacić. Zmieniamy oprogramowanie w komórce wiarołomnego współmałżonka i możemy stale podsłuchiwać. Usłyszymy nie tylko odgłosy ze schadzki, przechwycimy też wszystkie rozmowy telefoniczne i wiadomości tekstowe. Spy Shop sprzedaje też kamery. Są ukryte w czapkach, guzikach, krawatach, długopisach - opowiada Wujcikowski. Monitoring pracuje Jednak poza prywatnymi, czy biznesowymi użytkownikami "szpiegowani" jesteśmy przez służby państwa. Policja w naszym mieście obsługuje 27 kamer (m.in. sześć w krakowskim Rynku Głównym). Strażnicy miejscy dysponują 23 urządzeniami (Kurdwanów, Nowa Huta). Sokiści obserwują stację Kraków Główny. Do tego dochodzą instalacje monitorujące w sklepach, przy bankomatach, na terenie osiedli. W biurze firmy DK Development, która sprzedaje mieszkania, klienci czasem pytają o lokale w monitorowanych budynkach. Jednak, jak twierdzi pracownica, często na pytaniach się kończy. Koszt wewnętrznej telewizji (konserwacja, pomieszczenie, dyżurujący pracownicy) są niemałe i wielu ludzi wybiera domy bez szklanych oczu. Jednak monitoring sprawdza się w wypadku dużych osiedli (koszty rozłożone na wielu lokatorów) i apartamentowców (bogaci mieszkańcy). Państwowe ucho słucha Służby nie tylko widzą, ale i słyszą. - Słucha się rozmów telefonicznych, co robione jest we współpracy z firmami telekomunikacyjnymi. Są podsłuchy pokojowe, które pozwalają rejestrować rozmowy w pomieszczeniu. Czasem stosuje się kamery - opowiada oficer krakowskiej policji. - Podsłuchiwać mogą tylko służby z sądowym zezwoleniem, inni robią to nielegalnie. Ja tylko dostarczam sprzęt, kupić go może każdy - mówi Wujcikowski. Jak informuje Katarzyna Padło z krakowskiej Komendy Wojewódzkiej Policji, w ciągu pierwszego półrocza 2008 r. w Małopolsce odnotowano dziewięć przypadków bezprawnego zdobywania informacji (art. 267 kodeksu karnego). W ubiegłym roku takich spraw było 23, w 2006 r. zarejestrowano 45 przypadków. Prywatne oko patrzy 2 października Komenda Wojewódzka Policji zorganizuje egzamin na licencję detektywa. Od 2003 r. małopolska policja wydała 34 licencje (na 56 złożonych wniosków). Licencjonowani detektywi zajmują się między innymi... zwalczaniem podsłuchów. - Nie jest to duży obszar działalności, ale też zlecenia nie są bardzo rzadkie. Szukamy elementów podsłuchu w pomieszczeniach osób prywatnych i firm. Zwykle sprawy wiążą się z biznesem, z obawą przed konkurencją - informuje Leszek Suchecki, krakowski detektyw. Bartłomiej Karasiński z agencji Express mówi o nielicznych poważnych zleceniach. Agencjom detektywistycznym nie wolno stosować technik inwigilacji, do jakich uprawnieni są funkcjonariusze państwowi. Prywatni spece od dochodzeń mogą jednak rejestrować zdarzenia, których są świadkami. Nie tylko detektywi stykają się z propozycjami udziału w śledztwie. W cenie są także spece od komputerów. Michał Pawlikowski, właściciel pogotowia komputerowego Arvika.pl: - Ludzie proszą, aby pomóc im włamać się do archiwum komunikatora Gadu-Gadu. Chcą poznać zapisane wiadomości, bo podejrzewają partnera o zdradę. Myślą, że w archiwum są rozmowy z kochankiem czy kochanką. Odmawiam, bo to nieetyczne. Poza tym podejrzliwi narzeczeni łatwo mogą znaleźć w sieci programy do włamywania. Łukasz Grzymalski