Zranił w nogę 56-latka, potem stratował 60-letniego mężczyznę, który stracił przytomność. 56-latek wezwał na pomoc policję. - Około godziny 11 mężczyzna zatrzymał przejeżdżający ulicą radiowóz i poinformował nas o zdarzeniu - mówi Anna Zbroja z zespołu prasowego małopolskiej policji. Poturbowani zostali odwiezieni do szpitala, gdzie 60-letni mężczyzna odzyskał przytomność. Dzika goniło kilkudziesięciu policjantów. Odyniec przebiegł z okolic ul. Kobierzyńskiej na Zabłocie, gdzie o godz. 12 znalazł się w trzcinach na Bulwarach Wiślanych, naprzeciwko Galerii Kazimierz. Tam zastrzelił go Wojciech Włosiński, myśliwy z Podwawelskiego Koła Łowieckiego. - To był duży odyniec, ważył 120 kg. Nie zachowywał się normalnie, był agresywny. Nie wiadomo, co było tego przyczyną - mówi Wojciech Włosiński. Tusze dzików, które odstrzeliwane są w Krakowie, ważą średnio 68 kg. Zdarzają się jednak w innych miejscach Polski osobniki, które osiągają wagę nawet do 300 kg. Dlaczego zwierzę zaatakowało ludzi? - Być może był na coś chory, dlatego tak się zachowywał. Dziki mogą chorować na wściekliznę, choć to rzadkie przypadki - mówi Maciej Głód z Wydziału Kształtowania Środowiska Urzędu Miasta. Głowę dzika zbada powiatowy lekarz weterynarii w Krakowie i być może znajdzie odpowiedź na pytanie o przyczynę agresji. Zdaniem Macieja Głoda na zachowanie dzika mogło mieć wpływ to, że teraz te zwierzęta przeżywają okres godowy. - To tłumaczyłoby jego nienaturalne pobudzenie - mówi Maciej Głód. Niewykluczone jest także, że został potrącony przez samochód, albo zaatakowany przez psy albo wystraszony przez ludzi. Dziki coraz częściej pojawiają się w centrum miasta. W ubiegłym tygodniu jeden spacerował pod Wawelem, drugi po Kazimierzu. Oba zostały złapane i przewiezione do lasu. - Dziki, jak każde zwierzęta żyjące w mieście, tracą swój naturalny strach przed ludźmi. Zaczynają się do nich coraz bardziej zbliżać, a w wyjątkowych przypadkach - atakować - mówi Maciej Głód. W tym roku myśliwi dostali od magistratu zadanie przetrzebienia populacji dzików w Krakowie. Choć na terenie Krakowa prowadzona jest od wielu lat gospodarka łowiecka, zgodnie z którą co roku określona liczba zwierząt przeznaczona jest do upolowania, teraz zdecydowano się na dodatkowy odstrzał redukcyjny. Odbywa się to przede wszystkim w Borku Fałęckim i na Klinach. Zgoda na redukcyjny odstrzał dzików ma być także wydana w przyszłym roku. Na terenie Krakowa myśliwi mają wyznaczone miejsca, położone w bezpiecznej odległości od zabudowań, do których zanęcają dziki, a później na nie polują. - W tym roku odstrzeliliśmy już 35 dzików - mówi Wojciech Włosiński. Odstrzał redukcyjny można wykonywać w sytuacjach, gdy zwierzęta leśne zaczynają stanowić zagrożenie bezpieczeństwa - i tak właśnie dzieje się ostatnio w Krakowie. Według przepisów polowanie mogłoby się odbywać w odległości co najmniej 100 metrów od wolno stojących domów, a 500 metrów od osiedli mieszkaniowych, kościołów, szkół. Wczorajsza sytuacja nie wymagała jednak zachowania bezpiecznej odległości. - W takich przypadkach nadrzędną wartością jest życie człowieka. Dzik zginął zresztą w bezpiecznej odległości od zabudowań - mówi Wojciech Włosiński. W Krakowie dzików najwięcej jest w Pogórzu i Lesie Wolskim. Najbardziej skarżą się na nie mieszkańcy Borku Fałęckiego, Klinów i Skotnik. Zaczęły wchodzić w osiedle domów jednorodzinnych, gdzie dzieci jeżdżą na rowerach. Wpadają na boisko szkolne, przechadzają się rano przy płotach albo wieczorem uciekają przed samochodami. Choć spotkania z dzikami zdarzały się dość często, wczoraj po raz pierwszy zwierzę zaatakowało człowieka. W innych miastach dochodziło już do takich przypadków. Dziki zraniły ludzi w Szczecinie, a w Łodzi zaatakowały nauczycielkę, która chciała obronić przed nimi swojego ucznia. W Pabianicach trzy lata temu wpadły na teren zakładu i zraniły pracownika w łydkę. Choć spotkania z dzikami zdarzały się dość często, wczoraj po raz pierwszy zwierzę zaatakowało człowieka. W innych miastach dochodziło już do takich przypadków. Urząd Miasta przeprowadził akcję edukacyjną, jak zachowywać się w przypadku spotkania z dzikami. - Nie należy ich drażnić ani płoszyć, trzeba spokojnie się oddalić - mówi Maciej Głód. Zakazane jest rzucanie kamieniami w zwierzęta czy próba ich odstraszania. Efekt może być tylko taki, że spokojny do tej pory dzik stanie się agresywny. Nie wolno ich dokarmiać. Niestety, zdarza się, że mieszkańcy zostawiają dla dzików kukurydzę czy chleb albo przynoszą odpady na granicę lasu, czyli w miejsca, gdzie żerują. - Zdarzają się przypadki, że pani rzuca z balkonu dzikom jabłko czy marchewkę - mówi Maciej Głód. Urzędnicy przypominają również, że należy zamykać pojemniki na śmieci i pilnować zwierząt domowych. Psy trzeba wyprowadzać na smyczy, zwłaszcza w lesie. Nie wolno pozostawiać bez opieki dzieci w pobliżu terenów leśnych, a szczególnie po zmroku, zachować ostrożność podczas prowadzenia samochodu na trasach graniczących z terenami zielonymi. Ponieważ leśnych zwierząt w Krakowie jest coraz więcej, trzy lata temu zaczęło funkcjonować pogotowie interwencyjne do spraw dzikich zwierząt. Zajmuje się przede wszystkim sarnami, dzikami i lisami. Zwierzęta leśne, które przeprowadziły się do Krakowa, stały się także przedmiotem badań naukowców z PAN i Uniwersytetu Rolniczego. Wynika z nich, że najwięcej w mieście jest lisów, które można spotkać m.in. w pobliżu Galerii Krakowskiej i Galerii Kazimierz, przy torach kolejowych i przy cmentarzu Batowickim. W okolicach Zakrzówka kierowcy mogą zderzyć się z sarnami, a w Borku Fałęckim z dzikami. Agnieszka Maj amaj@dziennik.krakow.pl