Do eksplozji doszło w czwartek rano. Na klatce schodowej ktoś zostawił aluminiową skrzynkę. Ładunek wybuchł w momencie, gdy mężczyzna otworzył drzwi. 35-latek trafił do szpitala. Poszkodowany mężczyzna ma rany twarzy i rąk oraz klatki piersiowej. Jak jednak zapewniają lekarze, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Podczas wybuchu ranna została także sąsiadka 35-latka, która po udzieleniu pomocy wróciła do domu. Z budynku trzeba było ewakuować 10 osób. Według ustaleń reportera radia RMF FM, do mieszkania rannego w wybuchu mężczyzny próbowano się włamać już wcześniej. Jesienią ubiegłego roku ktoś oblał kwasem masłowym jego samochód. Mężczyźnie grożono także przez telefon. Jak ustał reporter radia RMF FM, mówiono mu wprost, że zostanie zabity. Sprawy prowadziła prokuratura w Nowej Hucie, jednak z powodu braku dowodów zostały one umorzone. W czwartek 14 lipca w mieszkaniu 35-latka wybuchła bomba, dlatego policjanci przyznają, że w tym wypadku można mówić o klasycznych porachunkach. Dochodzenie w tej sprawie przejęła specjalna grupa powołana przez komendanta wojewódzkiego, składająca się ze specjalistów z pionu kryminalnego oraz policjantów Centralnego Biura Śledczego. Funkcjonariusze zaznaczają, że ta sprawa w żaden sposób nie jest powiązana z wybuchami w Borku Fałęckim sprzed kilku tygodni. 29 czerwca w Krakowie doszło do dwóch wybuchów, w których trzy osoby zostały ranne. Pierwsza eksplozja miała miejsce przy ul. Siarczanej, gdy 52-letnia właścicielka domu jednorodzinnego otwierała pilotem bramę garażu. Ranna została ona sama i jej 22-letni syn. Do drugiej eksplozji doszło przy ul. Jeleniogórskiej, gdy 55-latek próbował przenieść coś z piwnicy.