Rosjanin, który na orbicie spędził łącznie 541 dni, podczas spotkania zorganizowanego przez Centrum Kultury Języka Rosyjskiego Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie opowiadał o codziennym życiu na stacji kosmicznej Mir. W trakcie misji rozpoczętej w grudniu 1987 roku stał się pierwszym człowiekiem (razem z Władimirem Titowem), który spędził w kosmosie nieprzerwanie pełny rok. Drugi raz na stację Mir Manarow dotarł w roku 1990. - Życie na stacji jest wesołe, wszystko się porusza, wydaje dźwięki a ciężkie konstrukcje można przesuwać jedną ręką - żartował rosyjski kosmonauta. Jak wspominał, że względu na ówczesną technikę i fakt, że poszczególne urządzenia dowożono na stację sukcesywnie, życie na niej toczyło się w plątaninie kabli i przewodów. - Wszystko było poutykane we wszystkich zakamarkach - mówił. Dodał, że codzienna egzystencja na stacji była dokładnie zaplanowana na realizację celów misji, ale zdarzały się chwile odpoczynku i rozrywki. Kosmonauci nawiązywali łączność z mieszkańcami państw, nad którymi przelatywali. Najłatwiej - jak wspominał - było rozmawiać z Australią ze względu na małe zagęszczenie mieszkańców a najtrudniej z Rosją, bo cały czas zarezerwowany był na kontakty z bazą. Musa Manarow, który zajmował się m.in. fotografowaniem Ziemi z przestrzeni kosmicznej opowiadał, że pomimo wyposażenia kosmonautów w najlepsze aparaty i obiektywy było to trudne przy prędkości stacji wynoszącej 8 metrów na sekundę. Szczególnie zapamiętał widok Zatoki Perskiej zasnutej dymem z płonących szybów naftowych w czasie pierwszej wojny w tym regionie. Jedyny Polak w kosmosie Mirosław Hermaszewski przypomniał, że 12 kwietnia w rocznicę lotu Jurija Gagarina w kosmos obchodzone jest święto wszystkich kosmonautów, których liczba przekroczyła już 500 osób z ponad 30 państw świata. - W tym roku, w 50. rocznicę lotu Gagarina będę w Gwiezdnym Miasteczku pod Moskwą razem z innymi kosmonautami. Zbierze się tam cały kosmiczny świat - zapowiedział. Hermaszewski wspominając swoją misję kosmiczną w lipcu 1978 roku mówił o ogromnej satysfakcji z uczestniczenia w locie w pionierskich czasach programu kosmicznego. - Wtedy wszystko było jeszcze inne, nie mieliśmy żadnego komputera na pokładzie, a przed lotem byliśmy bardzo dokładnie przygotowani we wszystkich dziedzinach, nawet do samodzielnego sprowadzenia statku na Ziemię - zaznaczył. - Kiedy już moi amerykańscy koledzy latali promami kosmicznymi, to statek pilotowało dwóch pilotów a z tyłu siedzieli wysokiej klasy naukowcy, którzy uaktywniali się dopiero na orbicie. My musieliśmy sami pilotować i wykonywać program badawczy - dodał. Jak podkreślił, gdyby miał wybierać czy lot kosmiczny odbyć rakietą czy promem, to bez wahania wybrałby rakietę. W opinii polskiego kosmonauty następnym celem programu kosmicznego będzie powrót człowieka na Księżyc i stworzenie tam dużej bazy naukowej. Potem przyjdzie czas na załogowy lot na Marsa. Hermaszewski przewiduje też rozwój lotów turystycznych na orbitę okołoziemską oferowanych przez firmy prywatne. - To jest biznes. Ja nie mówię, że za 10 lat, ale może za 20 lat loty w kosmos będą dostępne. Już nie państwowe firmy ale prywatne zbudują takie statki, którymi będziemy mogli lecieć na wycieczkę na orbitę a nawet wokół Księżyca - ocenił.