- Zastali ich u nas w domu. Kazali się rozebrać do bielizny i powiedzieli im: uciekajcie! A gdy uciekali, wtedy do nich strzelali. Pierwszy padł na progu naszego domu, kolejni dalej, tam gdzie zdążyli dobiec - opowiada Rozalia Suchodolska. Po 75 latach bezimiennie pochowani żołnierze niemieccy zastrzeleni przez Sowietów w Młynnem koło Limanowej mają szansę na odzyskanie tożsamości. Pomogła interwencja Jana Ruchały z Polskiego Towarzystwa Historycznego w niemieckim konsulacie. Nikt nie interesował się rozstrzelanymi żołnierzami To historia znana dobrze miejscowym, nie ma jednak o tym wzmianki w literaturze historycznej. Przez 75 lat losem siedmiu niemieckich żołnierzy rozstrzelanych przez sowietów nie zainteresowali się niemieccy urzędnicy. Zapomnianą tragedię sprzed lat wydobył na światło dzienne Jan Ruchała z Polskiego Towarzystwa Historycznego w Nowym Sączu. Historię wielokrotnie słyszał z rodzinnego przekazu w domu swojej teściowej. Rozalia Suchodolska doskonale pamięta dramatyczne wydarzenia styczniowej nocy w Młynnem. - Gdy Niemcy przegrali pod Moskwą, wtedy te wojska się rozbiły i jak kto mógł to uciekał. Ci Niemcy przyszli do naszego domu, a wojsko rosyjskie szło tuż za nimi - opowiada kobieta. - Zastali ich u nas w domu. Kazali im się rozebrać do bielizny i powiedzieli im uciekajcie, a gdy uciekali wtedy do nich strzelali. Pierwszy padł na progu naszego domu, kolejni dalej, tam gdzie zdążyli dobiec - opowiada Rozalia Suchodolska. Miejscowi szanują grób W pamięci Józefa Stypuły zapisały się dramatyczne szczegóły tego wydarzenia. Niemcy na chwilę przed śmiercią pokazywali rodzinne zdjęcia, prosząc o litość sowieckich oprawców. Do rodzin jednak nigdy nie mieli powrócić. Ich wojenne zmagania zakończyły się w Młynnem. Tu, kilkanaście metrów od domów mieszkańcy wykopali własnoręcznie dół, w którym pochowali zastrzelonych Niemców. Ta historia sprzed 75 lat wciąż pozostaje w pamięci kilku, żyjących jeszcze świadków. - Miejscowi ludzie szanują ten grób. Od 70 lat palą świeczki w miejscu, gdzie zostali pochowani - mówi Władysław Jędrzejek. Teraz po 75 latach bezimiennie pochowani żołnierze mają szanse na odzyskanie tożsamości. Pomogła interwencja Jana Ruchały w niemieckim konsulacie. - Porozmawiałem z jednym z urzędników. Powiedziałem mu o wcześniejszej 70-letniej bezczynności w tej sprawie. Byłem zaskoczony, kiedy następnego dnia wykonano telefon do mnie z informacją, że się tym zajmą. Wtedy sprawa nabrała szybkiego tempa - opowiada Ruchała. Będzie ekshumacja W zeszłym tygodniu w Młynnem pojawił się Adam Szulc z firmy dokonującej ekshumacji na zlecenie Fundacji Pamięć. W ciągu miesiąca wojewoda małopolski wyda decyzję zezwalającą na działania. - Najpierw żołnierze muszą być zidentyfikowani przez przedstawiciela Fundacji Pamięć, co nie będzie łatwe. Ekspert zbada długość i wiek kości, być może wtedy pracownicy Fundacji i archiwum niemieckiego znajdą podstawy, żeby określić tożsamość tych żołnierzy - mówi Adam Szulc. Wydarzeniami ze stycznia 1945 r. zainteresował się Przemysław Bukowiec, młody historyk, student V roku Uniwersytetu Pedagogicznego. - Niemcy musieli wycofywać się z tych terenów, bo ofensywa radziecka postępowała właśnie w tym kierunku - uważa. - Ofensywa od strony Dunajca była spowolniona przez górzysty teren natomiast pozostałe oddziały radzieckie nacierały w kierunku Krakowa. Niemieccy żołnierze musieli nadążyć za pozostałymi oddziałami wycofującymi się w kierunku Babiej Góry. Wycofywali się w chaosie. Stąd, jak mi się wydaje, ten incydent - mówi Bukowiec, student historii Uniwersytetu Pedagogicznego. Dzięki zaangażowaniu Jana Ruchały ostatni świadkowie tamtych wydarzeń mogą spać spokojnie. Po 75 latach zyskują pewność, że historia niemieckich żołnierzy nie umrze wraz z nimi. Edyta Zając Czytaj również: Lekcje "żywej historii" o bohaterskich obrońcach Najmilsza studentka Krakowa wybrana Dane osobowe bez ochrony