W zeszłym tygodniu do Łaźni zjechali twórcy z niezależnych centrów kultury z niemal całej Europy. Duży sukces? Trochę przyzwyczailiśmy się już do sukcesów. Nie mamy jednak czasu ich świętować. Każdy z nich dopomina się kontynuacji. Kolejnego pomysłu, następnej realizacji. Konfrontacja z ludźmi, którzy, jak w przypadku tych zrzeszonych w Trans Europe Halles, potrafili zrobić coś wielkiego z niczego, uświadamia, że jako Łaźnia Nowa obraliśmy właściwą drogę - pod prąd. Nie grozi nam stagnacja, jest sporo do zrobienia. Czy mówienie o kulturze niezależnej nie jest swego rodzaju paradoksem. W końcu kultura z natury powinna być niezależna? Żyjemy w pragmatycznych czasach generujących różne zależności na niemal wszystkich poziomach naszego życia. Jesteśmy zadławieni obowiązkami, powinnościami. I moim zdaniem kultura jest niemal jedyną dziedziną, która przypomina i rozbudza potrzebę niezależności. Czy to nie jest piękne, że w zracjonalizowanym systemie powstają rzeczy niepraktyczne, które są wyrazem idei, sprzeciwem wobec behawioralnego traktowania człowieka? Z drugiej strony spotkania typu TEH uczą, w jaki sposób zdobywać państwowe dotacje na niezależne projekty. Europa nauczyła się już, że kultura jest niezwykle ważną częścią życia społecznego. Integruje ludzi, wyzwala w nich pasje, rozwija. Jest swego rodzaju wentylem bezpieczeństwa, krytycznie komentuje rzeczywistość i najszybciej reaguje na zmiany. Stąd pieniądze na niezależne projekty. Uczestnictwo w kulturze wyzwala myślenie, tworzy społeczeństwo, którym nie jest tak łatwo sterować. Jest potrzebą równie, jeśli nie bardziej istotną, co nowe dworce czy chodniki. Nie chodzi o to, aby nie rozwijać infrastruktury miasta, ale należy pamiętać, że nie wolno odpuszczać inwestycji w rozwój człowieka. Nikt w przyszłości nie będzie nas oceniał na podstawie ilości ułożonych płytek chodnikowych. Ważniejsze są aspiracje i horyzont, do którego dążymy. Mimo wszystko każda instytucja, by funkcjonować, potrzebuje pieniędzy. To, że na wszystko potrzebne są pieniądze, to oczywistość. Pytanie pojawia się na poziomie dynamiki ich wykorzystania. Więcej środków powinno trafiać do organizacji oraz inicjatyw niezależnych od form zinstytucjonalizowanych. Konieczne jest wsparcie projektów powstających spontanicznie, z pasji i wielkiej determinacji, co nie zawsze jest znakiem rozpoznawczym dużych instytucji kultury. Tak zwany "dorobek i tradycja" jako filary wartości to za mało. Trzeba otworzyć oczy na to, co zaczyna kiełkować, wyrywa się z byle jakiej codzienności i próbuje ją zmieniać. Tak zresztą dzieje się w ostatnim czasie w Krakowie, który otworzył się na trochę inną, nowocześniejszą skalę myślenia o kulturze. Widać wiarę w potencjał kultury choćby w projekcie "6 zmysłów". My też nie możemy narzekać. Co prawda często zastanawiam się, jak długo jeszcze pociągnę, bo od 12 lat czuję się bardziej na polu bitwy niż w normalnej rzeczywistości. Pomimo sukcesów, nagród, opór przed zrozumieniem zasad działania mojego teatru jest zaskakujący. Ale widocznie w takim trudzie musi się to wykuwać. A może właśnie ten dyskomfort daje nam siłę i nie pozwala osiąść na laurach? Ja mam taki napęd, że ciągle jestem w nowym projekcie. Ewelina Zambrzycka ewelina.zambrzycka@echomiasta.pl