- Widziałem ten film. Wśród ludzi panuje błędne przeświadczenie, że koń, który padnie, musi wstać, inaczej umrze. Dlatego dawniej woźnica okładał takiego konia batem, byle tylko zwierzę wstało. Ten fiakier na filmie nic takiego nie robił. Ludzie mówili, by dać koniowi wody, ale fiakier odpowiadał, że on się zna na koniach, i nic takiego nie wolno robić. Wezwano weterynarza, który zaczął ratować konia. Zwierzę dostało kroplówkę - mówi Paweł Skawiński, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. Śmierć konia miała miejsce 14 lipca. W piątek po południu Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zgłosiło do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Wczoraj filmu w Internecie już nie było. Został usunięty. Śmierć konia nastąpiła na oczach turystów. Czy był to pojedynczy przypadek, czy też konsekwencja pracy koni w zbyt ciężkich dla nich warunkach? - Wożenie turystów do Morskiego Oka to jest koński dramat! - mówi Jan Gąsienica-Roj, przewodnik tatrzański. - Sam wóz jest niesłychanie ciężki, a dodatkowo jest on przeciążony zbyt dużą liczbą osób. Konie idą non stop pod górę, prawie na kolanach! Trzeba te biedaki widzieć po zrobieniu kursu! To dlatego umierają. W Dolinie Kościeliskiej czy Chochołowskiej takie wypadki się nie zdarzają, ponieważ konie ciągną lekkie bryczki. Według przepisów, na wozie może siedzieć maksymalnie 14 osób. Dawniej przepisy dopuszczały jeszcze większą liczbę turystów. - Staramy się kontrolować, czy limity te nie są przekraczane, jednak jest to trudne, ponieważ fiakrzy od razu informują się nawzajem przez telefony komórkowe. Ostatnio rozpoczęliśmy kontrole nieoznakowanym samochodem, w którym na podłodze leżeli strażnicy. Skontrolowali trzy wozy i nie stwierdzili, by liczba osób była przekroczona. Standardy pracy koni wożących ludzi do Morskiego Oka są znacznie lepsze niż dawniej, jednak nie wykluczam, że mogą zdarzać się przypadki patologii - przeciążania koni - mówi Paweł Skawiński. - Trzeba jednak zrozumieć, że koniec koni na drodze do Morskiego Oka oznacza koniec życia tych koni. Nikt nie będzie trzymał zwierząt, które nie są potrzebne. - Znajoma przewodniczka mówiła mi, że kiedyś widziała, iż na wozie jechało 21 osób - mówi Jan Gąsienica-Roj. - To wstyd dla całej Polski, bo przecież drogą do Morskiego Oka chodzą turyści z wielu stron świata, i widzą, co się u nas wyprawia. I wstyd, że Tatrzański Park Narodowy, instytucja zajmująca się ochroną przyrody, zezwala na coś takiego. Do Morskiego Oka powinny jeździć lekkie bryczki, a nie te ciężkie wozy! - Tradycja transportu turystów wozem, czyli czymś w rodzaju "tramwaju konnego" jest bardzo stara. Można pisać i mówić o koncepcji bryczek, i warto się nad nią zastanowić, jednak trzeba sobie z dawać sprawę, iż wtedy zmieni się zdolność przewozowa, a wożenie turystów dla 60 rodzin oznacza utrzymanie - mówi Paweł Skawiński. Dyrektor podkreśla także, iż normy, jakie stosuje się w przypadku transportu turystów wozami konnymi na drodze do Morskiego Oka, zostały przygotowane w oparciu o badania. Jak mówi, rozumie emocjonalne wypowiedzi obrońców praw zwierząt, jednak istotniejsze w tym przypadku są opinie weterynarzy i znawców koni. AGNIESZKA SZYMASZEK