Zbliża się sezon ogródkowy, a w Krakowie - mieście gdzie działa ponad tysiąc knajp - typowy krakus (czyli taki, który nie lubi zgiełku, łupiącej muzyki i tłoku) musi się nieźle nachodzić, żeby wypić piwo pod parasolem. Np. na Rynku Głównym, gdzie od wczesnej wiosny do późnej jesieni działa 40 ogródków, wypada się pokazać tylko w jednym: istniejącym od 1982 r. kultowym "Zwisie", czyli "Vis a vis". - Iść do innego ogródka to obciach. Na Rynku siadają tylko turyści krajowi i zagraniczni. No, może jeszcze jakieś rodzinki z dziećmi z dalekich krakowskich osiedli - tłumaczy Roman, stały bywalec wielu krakowskich pubów. - Poza tym jest drogo, ciasno, głośno, bez klimatu i bez pomysłu. Wyjątkowości "Zwisu" nie umie wytłumaczyć nawet jego właściciel Bogdan Solecki: - Może dlatego, że nie przeszkadzam krakusom? Nie zmieniam wystroju, nie narzucam im muzyki, nie ingeruję w atmosferę lokalu... W obrębie Plant krakusów pod parasolami spotkać można jeszcze najwyżej w "Dymie", "BWA", "Re", "Padre" oraz przy w ogródkach ul. Brackiej. Reszta zdecydowanie wybiera piwne ogródki klimatycznego Kazimierza. Ofiara popularności Pierwsza knajpa na Kazimierzu to istniejący od 1994 r. "Singer" na placu Nowym. Jednak dopiero kilka lat później, w 1999 r., powstała obok "Alchemia" i to w dużej mierze dzięki niej Kazimierz cieszy się dziś wielką sławą. Kolejne lokale opanowały z biegiem lat cały plac Nowy, ul. Szeroką i wiele pobliskich uliczek. Niemal 300 knajpek w tej części Krakowa stało się dużą konkurencją dla oddalonego o 10 min. marszu Śródmieścia. - Ludzie przychodzą tu przez dzień, by w spokoju wypić kawę, spotkać się ze znajomymi lub w interesach, niektórzy nawet przy kawie czy piwie pracują. A wieczorem kwitnie tu życie towarzyskie miasta - mówi Jacek Żakowski, współwłaściciel "Alchemii". Ale na Kazimierzu stali bywalcy obserwują duże zmiany: - Coraz więcej tu zagranicznych turystów, mieszkańców Warszawy, samochodów za kilkaset tysięcy złotych i ultraszybkich motocykli. Ostatnio widać tu często nawet dresiarzy. Za to coraz mniej rowerów i pieszych. Kazimierz powoli zatraca swój dawny charakter i zamiast cichych, spokojnych knajpeczek mamy tu kluby z muzyką dyskotekową, ryk silników, wrzaski w wielu językach świata, szpanerstwo i duże pieniądze - skarży się Adam, który kilka lat temu kupił mieszkanie na Kazimierzu, a teraz z ulgą przeniósł się w inne rejony Krakowa. Stoliki zamiast żuli Dodatkowy niepokój krakusów, działających na Kazimierzu restauratorów oraz okolicznych mieszkańców budzi uchwała Rady Miasta Krakowa, zezwalająca na wystawieniu na placu Nowym wokół okrąglaka ogródków kawiarnianych, które mogłyby działać aż do... 2 w nocy! - I czym te nowe ogródki mogłyby konkurować z istniejącymi? Tradycją, wystrojem, działalnością kulturalną raczej nie, tylko ceną piwa. A piwo za 3-4 zł przyciągnie tu młodzież z osiedli i może tu być ciasno - przypuszcza Jacek Żakowski. - Ja się konkurencji nie boję, więcej ludzi to i dla mnie większy zarobek, ale nie o pieniądze tu chodzi tylko o nastrój i bezpieczeństwo. - Stoliki z parasolami automatycznie zlikwidują problem tych, którzy kupują piwo czy inne alkohole w sklepie i nie siedzą w knajpach, tylko piją go przy straganach. To oni powodują najwięcej zamieszania i hałasu - wyjaśnia Paweł Sularz, szef klubu PO w Radzie Miasta Krakowa, która uchwałę przygotowała. Szukanie klimatu Zmieniający się charakter Kazimierza oraz wzrost cen (szczególnie piwa do 7-8 zł) spowodował, że coraz więcej osób szuka klimatycznych miejsc na mniej znanych uliczkach lub w zupełnie innych rejonach Krakowa. - Studenci, młodzi artyści, twórcy i cała ta grupa ludzi, którzy najczęściej przebywają w knajpach, to osoby, które nie mają wiele pieniędzy i szukają spokojnych miejsc - uważa krakowski dziennikarz Stanisław Mancewicz. - Kiedyś okupowali Rynek i okolice, potem zostawili to turystom i przenieśli się na Kazimierz. To, co modne, robi się jednak drogie i teraz być może przeniosą się na pobliskie Podgórze, a w przyszłości np. Dębniki. Kurs na Podgórze Na starym Podgórzu jest klub "Drukarnia". Z ul. Mikołajskiej przeniósł się najpierw na pl. Nowy, a od roku funkcjonuje po drugiej stronie Wisły, przy ul. Nadwiślańskiej 1. - Przeniosłem się i nie żałuję - twierdzi Wojciech Kulasa, właściciel. - Nie mam problemów z turystami, mam za klientów wieloletnich gości "Drukarni", a także okolicznych mieszkańców - dodaje. Autor: Jerzy Kłeczek jerzy.kleczek@echomiasta.pl