Przywieźli ze sobą nie tylko wspomnienia i pamiątki: zdjęcia, bransoletki zrobione przez Masajów, kamyki z najwyższej afrykańskiej góry, zasuszone kwiatki czy dźwiękowe nagrania. - To nic w porównaniu do emocji i uczuć, które nam pozostały. Nawiązała się miedzy nami nić porozumienia. Każdy z nas miał dla siebie dobre słowo. Mam tych ludzi w sercu - mówi Angelika Chrapkiewicz-Gądek, uczestniczka wyprawy poruszająca się na wózku. Angelika nie może spać, bo przed snem myśli o osobach, które poznała i tęskni za nimi. Problemy ze snem i zmęczenie odczuwają również Łukasz Żelechowski i Kasia Rogowiec. - Organizm mocno dostał w kość - przyznaje Kasia. Celem jest walka Trudno pokonać górę, która ma 5896 m n.p.m.: - Celem nie było wejście na szczyt. Mnie i innym osobom na wózkach to się nie udało. Chodzi jednak o walkę, o to, że próbowaliśmy - zauważa Angelika. Wśród osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami, które z pomocą fundacji "Mimo Wszystko" wyruszyły na Biały Dach Afryki, były cztery osoby z Krakowa: Angelika Chrapkiewicz, Kasia Rogowiec, Łukasz Żelechowski i Piotr Pogon. - Nie miałem na nic siły. Kamienie osuwały mi się spod stóp. Ale największy problem miałem z oddychaniem. Nikt z nas nie był przygotowany na chorobę wysokościową. Powiedziałem sobie jednak, że nie mogę dać plamy, bo są ludzie, którzy we mnie wierzą. I udało się - wspomina Łukasz, niewidomy informatyk z Krakowa, który jako jeden z pierwszych zdobył szczyt. Po czym dodaje: - Nie wiemy tak naprawdę do czego zdolny jest nasz organizm. Ale jeśli postawimy sobie cel, to go zrealizujemy. Wystarczy dać nam możliwości i technikę, a my możemy przenosić góry. Potrzebna pomoc Osobom niepełnosprawnym pomagała ekipa blisko 50 osób, w tym miejscowa ludność. Uczestnicy wspierali się też nawzajem. - Kiedy nie miałem już sił na nic, nawet na jedzenie, Angelika mnie nakarmiła. Niby banalna rzecz, ale właśnie dzięki takim prozaicznym sytuacjom poznaje się ludzi - mówi Łukasz. Łukasz musiał mieć przewodnika, Angelice pomagało pięciu tragarzy, a w krytycznych momentach niesiona była na plecach, w specjalnie przygotowanym plecaku. - Miałam kłopot np. z wyjęciem wody z plecaka czy z czynnościami fizjologicznymi. A że jestem z natury zbyt ambitna, by prosić o pomoc, czułam potworną bezsilność - przyznaje Kasia. Wśród Masajów Ta wyprawa to nie tylko zdobywanie najwyższego masywu górskiego Afryki. Podróżnicy dużo zwiedzali: byli m.in. na safari i w wiosce Masajów. - To było niesamowite przeżycie - zobaczyć ludzi mieszkających w lepiankach, bez prądu i bieżącej wody, którym rytm życia reguluje przyroda. Byli bardzo otwarci. Nie czuli zażenowania i wstydu, patrząc na nasze niepełnosprawności - z entuzjazmem opowiada Łukasz. - Częstowali nas pyszną herbatą z imbirem i świetną tabaką. Postanowiliśmy ufundować im krowę. Byli tak wdzięczni, że urządzili nam za to pokaz masajskiego tańca. Katarzyna Ponikowska katarzyna.ponikowska@echomiasta.pl