Dlaczego właśnie błędny rycerz z powieści Cervantesa stał się tematem przewodnim tegorocznego festiwalu? Jerzy Zoń: Obchodzimy w tym roku 20-lecie festiwalu teatrów ulicznych i 30-lecie Teatru KTO i możemy w pełni świadomie nazwać się ludźmi działającymi nieco inaczej niż pozostali. Mamy marzenia, o które walczymy i marzenia, z którymi przegrywamy. Don Kichot jest dobrą parabolą nas, ukrytych na głębokiej Krowodrzy, w pewnej niszy, której nie chcemy porzucić. Mamy dobrą okazję do przytoczenia losów bohatera, który przez wiele lat niezłomnie o coś walczy. Nieskromnie powiem, że troszkę uważamy się za Don Kichotów. W sumie historie Don Kichota można odnaleźć w ponad połowie prezentowanych na festiwalu spektakli. Pozostałe przedstawienia to spektakle dla dzieci i formy muzyczne. Festiwal zamkniemy w niedzielę wielką paradą wszystkich Don Kichotów, którzy pojawią się w festiwalowych spektaklach. Festiwal ma już 20 lat. Początki były trudne? Absurdalnie, 20 lat temu łatwiej było mi zapraszać najlepsze, a co za tym idzie najdroższe zespoły, ponieważ były one dotowane przez rządy obcych państw. Odkąd żyjemy w gospodarce rynkowej, musimy płacić trupom teatralnym, często bardzo wysokie, honoraria. Jednak czuję się zmuszony przypomnieć wszystkim, że wbrew pozorom nie jesteśmy społeczeństwem biednym. Sam Kraków ma potężny potencjał finansowy, tylko trzeba umieć te pieniądze wydawać. Miasto doceniło nasz jubileusz, dotując festiwal trzykrotnie wyższą kwotą niż w zeszłym roku. Mam również deklarację prezydenta Majchrowskiego, że te sumy będą coraz wyższe. Na festiwal zjeżdżają trupy teatralne z całego świata. Zdarzają się problemy? Może nie problemy, ale wiele szalonych sytuacji. Mieliśmy kiedyś taką anarchizującą grupę z Francji, która chciała pobić portierów w Żaczku. Poszło o muzykę na dyskotece. Inny francuski, zresztą szalenie urokliwy teatr, wystawił nagie przedstawienie. Nadzy aktorzy pomalowani ciemnymi, pastelowymi barwami, spacerowali po Rynku. Zwieziono kilkanaście ton piachu, posadzono palmy i zrobiono prawdziwą plażę w upalny, letni dzień. Innym razem linoskoczek jeździł na rowerze po linie zawieszonej między dwoma tirami. Bez żadnych zabezpieczeń! Mieliśmy też spektakle, które odbywały się tylko w powietrzu. Ulica to dobre miejsce dla teatru? Jedno z najlepszych. Tam się narodził. Przejeżdżał cały świat na furmankach, na wozach i dopiero w średniowieczu trafił pod strzechy. To, co jest najpiękniejsze w sztuce, to przypadkowa dekoracja miasta, budka jarmarczna i jest już teatr. Dojrzewam do tego, aby taką objazdową grupę zorganizować. Bez obwieszczeń, wielkich afiszów, wysiadamy z samochodu na rynku jakiegoś miasteczka i gramy! Są już plany na kolejne lata? Chciałbym "zarazić" festiwalem Małopolskę, żeby nie kojarzyła się tylko z orkiestrami dętymi i piosenkami ludowymi. Zamierzamy również utrzymać tematyczność festiwalu. W przyszłym roku tematem będzie Biblia, a za dwa lata dziecko w teatrze. Ewelina Zambrzycka ewelina.zambrzyckaechomiasta.pl