Policjanci nie odnaleźli mężczyzny. Świadkowie wypadku mówili, że miał zranioną nogę. - Niby nic mu się nie stało, ale był trochę otumaniony - twierdzą. Pomocy nie wezwali, bo kierowca stwierdził, że jej nie potrzebuje. - Dawaliśmy mu coś do picia, ale nie chciał. Pytał jedynie o drogę do sklepu, gdzie w końcu poszedł. W międzyczasie rozmawiał przez telefon z szefem swojej firmy ze Śląska, w której pracował od kilku dni. Jechał do Tymbarku. Mówił, że po drodze zepsuło mu się auto i podstawili mu to. Twierdził, że dopiero po wypadku zauważył, że samochód ma łyse opony. Do wypadku doszło na prostym odcinku drogi. Kierowca tłumaczył świadkom, że powodem kolizji były koleiny na drodze. By uniknąć zderzenia z pojazdem z przeciwka, zjechał do rowu. Psy tropiące, biorące udział w poszukiwaniach mężczyzny, doprowadziły funkcjonariuszy do drogi głównej, gdzie ślad po kierowcy się urywa. Mężczyzna wyłączył telefony. TOP