Tomkiem opiekowała się ciocia - maturzystka, bo tego samego dnia policjanci zatrzymali również jego tatę. 27-letni Andrzej spędził w areszcie rok i trzy miesiące. W grudniu 2002 roku, 10 miesięcy po aresztowaniu, Agata i Andrzej zostali oskarżeni o oszustwo. Zdaniem Prokuratury Rejonowej Kraków-Podgórze, wyłudzili z Wielkiej Firmy Alkoholowej (w skrócie - WFA) 387 tys. zł. Usługi były fikcyjne? Śledczy twierdzą, że kobieta, zatrudniona w dziale marketingu i sprzedaży WFA, zlecała firmie swego chłopaka, Andrzeja, usługi promocyjne. Faktury za nie podtykała szefowi, a ten - niczego nieświadomy - podpisywał je. W ten sposób obrotna para wyłudzała gotówkę i towar (alkohol). W opinii prokuratury, wszystkie usługi były fikcyjne. Andrzej nie prowadził promocji ani żadnych innych działań na rzecz WFA. Wersja oskarżonych jest inna: wszystkie "wyłudzone" pieniądze zostały wydane zgodnie z planem, w ramach wykonania budżetu WFA, za wiedzą, a ściślej - z polecenia kierownictwa potentata. Część poszła na "nieoficjalne" promocje (w czasach, gdy nie można było reklamować alkoholu), a część na korumpowanie pracowników sieci handlowych. Żeby lepiej eksponowali w marketach towar WFA i więcej go zamawiali. Wersja kompletnie niewiarygodna? Krakowska prokuratura uznała tę wersję za kompletnie niewiarygodną i nie podjęła tropu. Niedługo potem prokuratura we Wrocławiu wykryła aferę korupcyjną w co najmniej sześciu sieciach handlowych: jej zdaniem, menedżerowie marketów mieli brać łapówki od przedstawicieli dostawców i producentów, takich jak WFA. W sumie - 9 mln zł. Za lepsze eksponowanie i większe zakupy towaru... Problem stał się tak powszechny i poważny, że do kodeksu karnego wprowadzono dwa lata temu przepisy mające zapobiegać tzw. korupcji menedżerskiej. Zwalczaniu patologii służą też specjalne oświadczenia wymyślone przez wielkie sieci handlowe: dostawcy muszą w nich obiecać i potwierdzić własnoręcznym podpisem, że nie będą w żaden sposób korumpować przedstawicieli marketów. Rodzice nadal oskarżeni Tomek skończył niedawno dziesięć lat. Jego siostra Asia - sześć. Ich rodzice są nadal oskarżeni. Cały rodzinny majątek jest od dekady zajęty przez prokuraturę. Sąd pierwszej instancji z góry uznał wersję oskarżonych za absurdalną. Niedługo potem wrocławscy policjanci wpadli na trop bliźniaczej afery korupcyjnej w sześciu wielkich sieciach handlowych. Agata nie była nigdy karana. Od 1997 roku pracowała dla Wielkiej Firmy Alkoholowej po kilkanaście godzin dziennie. Jako specjalistka ds. kluczowych klientów była do dyspozycji przez całą dobę, nawet w zaawansowanej ciąży. Andrzej też nie miał żadnych konfliktów z prawem. Tym większym szokiem dla wszystkich było ujawnienie ich domniemanego przekrętu. Dowody zdawały się być mocne... Dowody zdawały się być mocne. W komputerze Agaty policjanci znaleźli umowę o współpracy między WFA a firmą Andrzeja; Agata twierdziła wcześniej, że nigdy jej nie widziała. Zeznała, że umowa ta zawarta została przez wyższe kierownictwo WFA. Zdaniem śledczych, Agata spreparowała dokument, by móc zlecać Andrzejowi 'usługi promocyjne" i wyłudzać pieniądze od WFA. Jeden z dyrektorów WFA twierdził, że jego podpis pod umową został "podstępnie wyłudzony", a inny - przedstawiciel zagranicznego inwestora, który kupił WFA - zarzekał się, że jego podpis pod feralnym kontraktem jest "na 80 procent" fałszywy. Biegły grafolog nie potrafił tego potwierdzić. Prokuratura zażądała kar więzienia Zawiadomienie o oszustwie na szkodę WFA wpłynęło do krakowskiej Komendy Wojewódzkiej Policji dokładnie 10 lat temu. Kilka dni później Agata i Andrzej zostali zatrzymani i trafili do aresztu. Śledztwo trwało 10 miesięcy. W akcie oskarżenia skierowanym pod koniec 2002 roku do Sądu Rejonowego w Krakowie-Podgórzu prokurator Alicja Sołtys-Liszka zarzuciła podejrzanym oszustwo, posługiwanie się fałszywym dokumentem oraz przywłaszczenie mienia: 338 tys. zł w gotówce i 49 tys. zł w towarze. Zażądała 2,5 roku więzienia dla Agaty i 2 lat (w obu wypadkach bez zawieszenia) dla Andrzeja. Chciała też, by zwrócili WFA całą wyłudzoną kwotę. Dowody bardzo mocne, ale poprawiane Prokuratura twierdziła, że dowody w sposób oczywisty wskazują na winę podejrzanych. Skoro tak, to proces powinien się zakończyć po paru rozprawach. A było ich 36! Proces trwał ponad 5 lat. Sąd zmuszony był bowiem wzywać śledczych do uzupełnienia "supermocnego" materiału dowodowego. Wreszcie w kwietniu 2008 r. zapadł wyrok. Sąd pod przewodnictwem sędzi Ewy Trzópek skazał Agatę na 2 lata, a Andrzeja na półtora roku więzienia - w zawieszeniu. Zobowiązał ich do zwrotu 387 tys. zł do kasy WFA. Ukarał ich też grzywnami - po 54 tys. zł. Kara "rażąco niewspółmierna" Wszyscy zaskarżyli ten wyrok. Prokurator twierdził, że orzeczona kara jest "rażąco niewspółmierna do stopnia społecznej szkodliwości czynu". Żądał bezwzględnej kary więzienia - i to w większym wymiarze. Obrońcy Agaty i Andrzeja, znani adwokaci Zbigniew Kubicki i Krzysztof Bachmiński, domagali się uniewinnienia oskarżonych "z braku jakichkolwiek dowodów", ewentualnie - uchylenia wyroku. Zarzucili sądowi pierwszej instancji rażące błędy w ustaleniach faktycznych oraz pominięcie bardzo ważnych dokumentów, zeznań i okoliczności. W październiku 2009 roku Sąd Okręgowy w Krakowie (przewodniczył sędzia Tomasz Kudla) przyznał im rację - i uchylił wyrok. Nie zdołano należycie rozeznać sprawy Jego zdaniem, przez ponad pięć lat podgórski Sąd Rejonowy nie zdołał należycie rozeznać sprawy. Przykład: menedżerowie WFA zeznali, że nie znali firmy Andrzeja i że firma ta nigdy nie świadczyła żadnych usług na rzecz WFA. Tymczasem znajdujące się w aktach sprawy dokumenty (m.in. kopia ewidencji VAT i wyciągi bankowe) mogą świadczyć o tym, że świadkowie kłamią: Wielka Firma bardzo długo współpracowała z Andrzejem, płaciła mu m.in. za usługi promocyjne. To ważne, bo sąd I instancji oparł swój wyrok głównie na zeznaniach owych menedżerów, uznając je za w pełni wiarygodne. Fakt świadczenia usług dla WFA przez firmę Andrzeja (m.in. w Kopalni Soli w Wieliczce, Bractwie Kurkowym czy w Pasterniku) potwierdzają też niektórzy świadkowie. Skoro usługi były, to na jakiej podstawie sąd uznał je za fikcyjne? W uzasadnieniu pierwszego wyroku wątek ten został pominięty, tym samym wątpliwości zostały rozstrzygnięte na niekorzyść oskarżonych. Korupcja w sieci? Agata i Andrzej od 10 lat twierdzą, że byli tylko małymi trybikami w machinie powszechnej korupcji. Według nich, producenci i dostawcy współpracujący z wielkimi sieciami handlowymi wręczają łapówki kluczowym pracownikom sieci - tzw. kupcom. Pieniądze na ten cel mają pochodzić z "kreatywnego rozliczenia" części usług promocyjnych. Co miałoby być źródłem korupcji? Potężne sieci handlowe mają coraz większy udział w rynku, więc producenci i dostawcy mocno się od nich uzależnili. Co pewien czas przedstawiciele obu stron - sieci i dostawców - negocjują warunki kolejnych dostaw: ceny, rabaty, ilości, sposób ekspozycji towaru na półkach, w gazetkach i podczas wszelkich innych promocji. Plany do wykonania Obie strony mają swoje plany do wykonania, tworzone najczęściej w zagranicznych centralach. Markety mają kupić jak najtaniej, producenci chcą sprzedać jak najwięcej po możliwie wysokiej cenie. Jak twierdzi Agata, negocjujący kontrakty pracownicy sieci dogadują się nieformalnie z pracownikami dostawców. By uzyskać coś dla siebie, obok kontraktu. Kupiec sieci rozumuje ponoć tak: "Ja tu ludźmi pomiatam, gacie dostawcom przez głowę ściągam, stres jak cholera... I co z tego OSOBIŚCIE mam?". Przedstawiciele dostawców odpowiadają innym pytaniem: "Jak cię przekonać, żebyś nas kochał, preferował, lepiej eksponował? Żebyś kupił od nas więcej? Żebyśmy mogli się wykazać wynikami wobec szefów?". Skrzętny mechanizm działania Agata przekonuje, że mechanizm jest od lat mniej więcej taki: sprzedawcy (jak ona), korzystając z budżetów promocyjnych swoich firm, najmują zewnętrzne agencje reklamowe (jak firma Andrzeja), które świadczą usługi promocyjne, a jednocześnie kupują kosztowne prezenty - telewizory, smartfony, laptopy, biżuterię, bilety lotnicze - dla pracowników sieci. Wszystkim to pasuje. Producent płaci wprawdzie za fikcyjne promocje, ale zwiększa sprzedaż, niszcząc konkurentów niebiorących udziału w "grze". Przedstawiciel producenta wykazuje wzrost sprzedaży, dostaje premię, awansuje. Kupiec sieci ma prezenty. - Przecież nie ja to wymyśliłam. Ja to zastałam w firmie - twierdzi Agata. - Przełożony żądał, by kontakty z klientami były zażyłe. Chwalił się, że już na drugim spotkaniu z kupcami bagażniki z "gadżetami" były otwarte. Co miałam robić? Wszyscy oświadczyli, że nie brali Kobieta opisuje okoliczności, w jakich miała dawać prezenty pracownikom sieci, przekazała sądowi listę obdarowanych w Warszawie i Krakowie - z adnotacją, co kto dostał. Figurują na niej przedstawiciele pięciu sieci kupujących towar od WFA. Podgórski sąd uznał, że wersja oskarżonych nie trzyma się kupy. Miażdżącym dowodem były dlań zeznania rzekomo skorumpowanych przedstawicieli sieci. Wszyscy oświadczyli, że nie brali. Z kolei pracownicy WFA zapewnili, że nie dawali łapówek. To wystarczyło sądowi, by uznać, że nie było korupcji. Nikt nie zapytał przy tym: kto przyznałby się do dawania bądź brania? Jaki miałby w tym interes, skoro wszystko można zwalić na oskarżonych? Sąd Okręgowy zwraca uwagę na dowody pominięte w pierwszym procesie. Dokładnie sześć lat temu Maria Lech, biegła sądowa z zakresu rachunkowości i finansów, zbadała na zlecenie prokuratury zatrzymane przez śledczych dokumenty i znalazła faktury potwierdzające zakupy drogich upominków. W opinii końcowej napisała m.in., że usługi promocyjne firmy Andrzeja dla WFA zostały ujęte w ewidencji księgowej WFA za 2001 r. i rozliczone. "Działania powyższe stanowią wykonanie i rozliczenie części rocznego budżetu WFA" - stwierdziła. Gorsze niż więzienie Sąd Okręgowy przeanalizował też zeznania przedstawicieli sieci handlowych i WFA, którzy zaprzeczają korupcji. Porównał je z dokumentami. I okazało się, że pani z sieci nie potrafi wyjaśnić, dlaczego firma Andrzeja przelała na jej konto 3 tys. zł. A chodziło o zakup wycieczki dla kupca. Inna pani, właścicielka współpracującej z WFA agencji reklamowej, twierdziła, że nie wie o żadnej "grze". Jak wynika z faktur, owa agencja świadczyła usługi promocyjne dla sieci handlowej. Sieć zaprzecza jednak, by takie usługi zostały wykonane. Były zatem fikcyjne? Sąd pierwszej instancji pominął ten wątek, z góry uznał bowiem twierdzenia oskarżonych za absurdalne. Niedługo potem wrocławscy policjanci wpadli na trop afery korupcyjnej w sześciu sieciach handlowych. Trop afery korupcyjnej Zaczęło się od pracownika Kauflandu odpowiedzialnego za kupowanie napojów w całej Polsce. Przedstawiciele dostawców mieli mu wręczyć prezenty o wartości 100 tys. zł - w zamian za lepszą ekspozycję towarów i zwiększanie zamówień. Śledztwo okazało się rozwojowe. Zarzuty usłyszało kilkadziesiąt osób z całej Polski. Łączna wartość "prezentów" 9 mln zł. Komentarze na forach: "To przecież powszechne zjawisko", "Gra trwa odkąd istnieją sieci". Andrzej miał rok temu wypadek. Ledwie uszedł z życiem. Jego związek z Agatą, mimo dwójki dzieci, rozpadł się. Siedem lat temu Sąd Rejonowy w Nowej Hucie przywrócił Agatę do pracy po dyscyplinarnym zwolnieniu przez WFA. Potentat się odwołał i od tego czasu sprawa "wisi". Sąd Pracy czeka na zakończenie procesu karnego. "Cały czas żyjemy jakby za kratami" - Skoro jestem winna, niech mnie skażą! - szlocha Agata, od 10 lat bezrobotna. - Jeśli nie ma dowodów, niech mnie uniewinnią. A tak? Niby jesteśmy wolni, a cały czas żyjemy jakby za kratami. Oskarżeni, udręczeni. - Nie może być tak, że stawiamy komuś ciężkie zarzuty, zamykamy go w areszcie, a potem próbujemy udowodnić winę przez dziesięć lat. To skandal - uważa prof. Andrzej Zoll, zastrzegając, że nie rozstrzyga o winie bądź niewinności w tej konkretnej sprawie. Chodzi mu o czas trwania procesu. Kierowana przezeń Komisja Kodyfikacyjna skieruje wkrótce do Sejmu projekt rewolucyjnych zmian w przepisach karnych. Jedną z głównych zasad ma być to, że jeśli prokurator źle przygotuje akt oskarżenia, nie będzie żadnych poprawek. Po prostu oskarżeni zostaną uniewinnieni w myśl zasady, że nie można ludzi latami dręczyć bez wystarczających dowodów winy. Może Tomek tego doczeka. * Imiona oskarżonych i ich dzieci zostały zmienione. Zbigniew Bartuś Czytaj więcej: Gdzie w Krakowie jest najwięcej przestępstw? Jerzy Kurzeja nie obraził prezesa Newagu Drży ziemia, trzesą się mury, boją się ludzie