Szkolenie zakończone będzie egzaminem - informuje "Super Express". Podhalańskich baców na kurs wysyła ich Związek Hodowców Owiec i Kóz. Uważają tam, że kilkudziesięcioletnie doświadczenie nie wystarczy by hodować owce i robić oscypki. Teraz - za sprawą Unii - górale dowiedzą się, jak opiekować się kozą, jak doić owcę i jak z ich mleka robić "niepodrabiany" ser. Jedyny w swoim rodzaju kurs z "bacowania" ma być zakończony egzaminem i popisowym dojeniem owiec przed komisją. Stanisław Łaś z Nowego Targu (bacuje od 22 lat) chwyta się za głowę. Czego miałby się nauczyć na kursie właściciel jednego z największych owczych (1200 owiec) stad w Polsce? - Może to i miałoby sens, gdyby szkolono takich, którzy nigdy obok prawdziwego oscypka nie stali. A nie takich baców jak ja! - oburza się pan Stanisław. - Skoro ja, występując do Brukseli o uznanie naszego oscypka, brałem odpowiedzialność za jego produkcję, zrobię teraz wszystko, by oscypek podporządkować unijnym wymogom - tłumaczy się Jan Janczy dyrektor związku. Na pytanie, czy w komisji egzaminacyjnej zasiądą urzędnicy UE "pod krawatami", uspokaja: - Egzaminatorami będą ludzie ze związku, weterynarze, być może także ratownicy górscy i służby graniczne. W bacach jednak krew się burzy. Z dziada pradziada zajmują się przecież hodowlą i wypasem owiec. - Skąd czerpać większą wiedzę, skoro podhalańska tradycja nie wystarcza?! Z podręczników?! - dziwią się.