Do wypadku doszło w listopadzie 2017 r. 27-letni wówczas mężczyzna korzystał z miejskiej pływalni w Kielcach. Jak informowała prokuratura, "w czasie krytycznym dla tego zdarzenia, około godziny 21.15", żadnego ratownika nie było przy pływających. "Niedającego oznak życia pokrzywdzonego leżącego na dnie zauważyły osoby, które dopiero w tym momencie wchodziły do basenu, i to one pierwsze przystąpiły do akcji ratowniczej i wezwały ratowników" - podkreślono. Pokrzywdzony mężczyzna, który był pod wodą kilka minut, przeżył, ale w wyniku zdarzenia doznał obrażeń "skutkujących chorobą realnie zagrażającą życiu". Obecnie nie może samodzielnie funkcjonować, a jego życie podtrzymują specjalne urządzenia. Zmiana kwalifikacji czynu Prokurator przedstawił dwóm ratownikom zarzuty narażenia pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i spowodowania u niego ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Chciał dla obydwu czterech lat bezwzględnego więzienia. W listopadzie ubiegłego roku kielecki sąd zmienił kwalifikację prawną czynu Roberta K. Uznał go winnym nieumyślnego narażenia pokrzywdzonego na utratę życia. Skazał K. na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Drugi z ratowników - Sławomir J. - został uniewinniony. Od tego wyroku odwołał się zarówno prokurator, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, jak i obrońca Roberta K. W środę Sąd Apelacyjny w Krakowie podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji. "Jaskrawe naruszenie obowiązków" Sąd Apelacyjny w Krakowie przypomniał, że to K. pozostał na pływalni, podczas gdy drugi ratownik - który tego dnia miał problemy żołądkowe - udał się do łazienki, przekazując koledze obowiązki. Zdaniem sądu, istotne jest to, że do nadzorowania tego, co dzieje się na basenie, wystarczała jedna osoba. "A przecież Sławomir J. oświadczył drugiemu oskarżonemu, że wychodzi" - uzasadniał sąd. Ocenił, że pod stronie J. trudno dopatrzyć się naruszenia obowiązków ratownika wodnego, a w przypadku Roberta K. było to jaskrawe naruszenie. Szczególną uwagę sąd zwrócił na to, że K., "co jest ewidentnie rozpisane w zakresie jego obowiązków, nie obserwował lustra wody". Nie podjął akcji ratunkowej w odpowiednim momencie "Ta kwestia nie może nasuwać żadnych wątpliwości, zresztą w momencie podjęcia akcji ratunkowej, on wykonywał jakieś czynności w pomieszczeniu dla ratowników, a więc nie było go bezpośrednio przy basenie" - podkreślił SA. Argumentował też, że nie jest istotna przyczyna wypadku. "Niezależnie, jaka byłaby przyczyna, jest faktem, że nie obserwował lustra wody, nie podjął w odpowiednim czasie żadnej akcji ratunkowej" - wskazywał sąd. Zgodnie z prawomocnym wyrokiem, K. ma też zapłacić 4 tys. zł grzywny, a także pisemnie przeprosić pokrzywdzonego.