Od przedpołudnia osada tętni życiem: z warsztatów wydobywają się dymy z palenisk, słychać stukot narzędzi, a gdzieniegdzie nawet szczęk oręża. Można zobaczyć, jak warzy się sól i piwo, a potem spróbować, jak smakują. W osadzie działa też manufaktura czerpania papieru oraz warsztat skryby. W warsztacie rogownika i bursztyniarza można zobaczyć, jak w starożytności i średniowieczu wyrabiano ozdoby. Bursztynową biżuterię, ozdoby i przedmioty użytkowe z kości oraz rogu można też kupić. Wiele z nich to dokładne repliki wyrobów sprzed wieków. Przeznaczenie niektórych trudno odgadnąć, musi pomóc rogownik: "Ten pojemniczek z wydrążonego rogu to igielnik do przechowywania igieł, a obok solniczka, za jej zawartość w IX i X wieku można było kupić konia" - cierpliwie objaśnia oglądającym. Nieco dalej zobaczyć można jak leje się świece z pszczelego wosku. Nad podgrzewaną misą z płynnym woskiem zawieszone jest koło ze zwieszającymi się na pół metra knotami. Dwaj mężczyźni cierpliwie polewają je woskiem czerpanym z misy. - Jeśli świeca jest mniejsza, wystarczy pół godziny, ale duża świeca to dwie godziny roboty. Wiele zależy też od temperatury wosku i otoczenia - mówi jeden z rzemieślników, nakładając kolejną warstwę. W warsztacie kowala można kupić podkowę na szczęście, na której rzemieślnik na miejscu wykuje imię nabywcy. Inny rekonstruktor objaśnia, jak bez zadziorów na żelazie naostrzyć nóż lub miecz na ręcznej szlifierce - obracający się kamień musi być mokry, dlatego dołem zanurzony jest w wodzie. A po sąsiedzku można zobaczyć, jak działa krzesiwo, czyli żelazny pałąk uderzany o kawałek krzemienia. U garncarza przy kole siedzi dziewczyna w słowiańskim stroju. Jej siostra sprzedaje obok wypalone już naczynia, ozdoby, dzwonki. Zdradzają, jak osiągają gładką i lekko lśniącą powierzchnię naczyń - przed wypaleniem wygładzają je krzemieniem. - Dzięki temu gotowe, wypalone naczynie nie będzie przepuszczać wody, bo pory w glinie będą zamknięte - tłumaczą garncarki. Są też kramy i warsztaty: z jadłem, ziołami, dawnymi strojami, bronią, stolarką, sprzętami codziennego użytku, haftami, wikliną, zabawkami. Cyrulicy prezentują dawne medykamenty i opowiadają, jak kiedyś oczyszczano i opatrywano rany, jak wyrywano zęby. Można nauczyć się filcowania wełny, plecenia wianków, pieczenia podpłomyków, fechtunku, haftowania, pisania gęsim piórem, kręcenia powrozów albo podpatrzyć, jak utkać krajkę. - W sumie do Krakowa zjedzie w ciągu tych dni około 100 najlepszych rekonstruktorów rzemiosła historycznego z całej Polski - podsumowuje Róża Wollny, współautorka programu jarmarku. Kramy i warsztaty stanęły okręgiem tworząc majdan, na którym odbywają się pokazy tańca, ćwiczenia fechtunku, gry i zajęcia edukacyjne. Dla najmłodszych - m.in. szansa przeistoczenia się w królewskich inwestygatorów, tropiących grasującego na jarmarku rabusia. Obok prawdziwa karczma i profesjonalna scena, na której co wieczór zaplanowano koncerty i spektakle utrzymane w klimacie słowiańskiej osady. Pierwszy z nich już w środę, zatytułowany "Noc Kupały". Jarmark Świętojański został zorganizowany w ramach dorocznych krakowskich "Wianków" zamiast wielkiego plenerowego koncertu z udziałem gwiazd. Stan bulwarów i wałów wiślanych po powodzi nie pozwolił na jego organizację. Krakowskie Biuro Festiwalowe, które organizuje jarmark, zapowiada, że będzie się on odbywał odtąd co roku.