Inwestycja budzi spore wątpliwości, przede wszystkim finansowe. Kanał miałby odchodzić od Wisły na wysokości Pychowic, a następnie prowadziłby przez Zakrzówek i ujściem Wilgi z powrotem łączyłby się z rzeką. To oznacza, że Zakrzówek, Dębniki i Ludwinów stałyby się wyspą, więc poza ogromnymi kosztami budowy samego kanału (szacowanymi na 1,2 mld zł), trzeba byłoby jeszcze wybudować nowe mosty oraz przebudować infrastrukturę i sieć kanalizacyjną. Ponadto pas ziemi zarezerwowany pod budowę kanału jest zbyt wąski, więc jego poszerzenie wiązałoby się z wyburzeniami budynków i odszkodowaniami dla ich właścicieli. Przy tym wszystkim kolejne ekspertyzy zamawiane przez miasto wskazują, że budowa kanału nie zagwarantuje zdecydowanej poprawy bezpieczeństwa powodziowego. Ostatecznie wojewoda ma zdecydować, czy pozostać przy planie budowy kanału, czy wybrać rozwiązanie alternatywne - budowę polderów przed Krakowem, przygotowanych do zalania, mających zapewnić obniżenie fali powodziowej pod Wawelem. Decyzja o budowie kanału ulgi, który został zaplanowany na przełomie XIX i XX wieku przez Austriaków, powinna zapaść do końca roku.