O tym, że "klient to nasz pan" wiadomo w Polsce już od ok. 20 lat. Chyba nie do końca wiedzą o tym w PKP. Efekt - puste pociągi, na których utrzymanie łoży państwo. Ktoś, kto wczoraj rano przyszedł na andrychowski dworzec kolejowy, mógł czuć się rozczarowany. To miał być pierwszy dzień, kiedy po linii nr 117 (Bielsko-Kraków) kursuje nowoczesny szynobus, dotychczas kursujący pod nazwą "pociąg papieski". Ten ostatni okazał się nierentowny, dlatego w PKP zdecydowano, że żółty szynobus będzie obsługiwał od września lokalne połączenia. O 7.25 z dworca w Andrychowie szynobus miał wyjeżdżać w kierunku Krakowa. Przebiegająca obok dworca droga krajowa była jak zwykle zakorkowana. Choćby dlatego, wydawać by się mogło, że z połączenia kolejowego skorzysta wielu podróżnych. Tymczasem we wczorajszy poranek na dworcu w 23-tysięcznym Andrychowie reporter "DP" był jedyną osobą, zainteresowaną tym połączeniem. Wkrótce dziennikarze poznali jeden z powodów. Pani z obsługi poinformowała przez radiowęzeł, że pociąg do Krakowa jest opóźniony o 20 min. Tak naprawdę wjechał na dworzec dopiero po półgodzinie i był to najzwyklejszy, długi skład. - Kto te rozkłady w ogóle układa? Taki pociąg powinien wyjeżdżać z Andrychowa o 6 rano, żeby na 8 być w Krakowie. A ten? Dowlecze się do Krakowa pewnie przed 10. Po co komu takie połączenie? - mówiła Iza, która tylko przechodziła przez dworzec w drodze na położony w sąsiedztwie przystanek busów. Kiedy tuż przed 8 pociąg wjechał wreszcie na peron, nikt do niego nie wsiadł. Wysiadły dwie osoby - emerytowani pracownicy PKP. Po minucie praktycznie pusty skład ruszył w stronę Krakowa. A co z szynobusem? Tego na dworcu nie wiedział nikt. Wszyscy słyszeli, że ma być, ale kiedy? Po południu dziennikarze ustalili, że szynobus zepsuł się kilka dni temu. Dlatego na razie nie będzie kursował. Wczoraj na dworcu dziennikarze spotkali też Piotra Galińskiego z Andrychowa, który nigdzie jednak nie jechał. Chyba tylko tutaj spacerował. - Ma być szynobus? Pomysł dobry, ale trzeba to zrobić tak pod klienta. Bo jeśli rozkłady będą źle poukładane, to i tak nikt z tego nie skorzysta - uważa mężczyzna. O tym, że "rozkłady powinny być dobrze "poukładane" wiedzą doskonale szeregowi pracownicy PKP. Ktoś z "centrali" kto jest odpowiedzialny za rozkłady jednak problemu w terenie nie dostrzega. - Nasze PKP to jeden wielki skansen - mówi dziennikarzom kolejarz. - Tylko bez nazwisk - zastrzega od razu. GM mgaweda@dziennik.krakow.pl To nie pierwszy tego rodzaju przypadek. Absurdalnych pomysłów PKP jest więcej: Kolejowa arogancja Okrojony rozkład PKP PKP remontuje, podróżni się skarżą Wielkie cięcie pociągów PKP PKP Intercity nieprzyjazne rowerzystom Pociąg zatrzymuje się, ale pasażerów nie zabiera Obiad za spóźniony pociąg InterRegio konkurencją dla Intercity Wielka wyprzedaż w PKP Kolej miejska rusza z miejsca