Urzędnicy zapewniają, że co roku pryskają chemikaliami pobocza dróg. Tak było także w maju tego roku. By opryski przyniosły rezultaty, musiałyby objąć także wszystkie nieużytki. Te są własnością prywatną, więc mieszkańcy musieliby je spryskać na własny koszt. Niestety - nie każdego na to stać. Plaga krocionogów co roku wraca do Balina. W tym roku - jak mówią mieszkańcy - robaków było jednak zatrzęsienie. Krocionogów jest tak dużo, że nawet zbieranie ich do słoików i palenie nie zdaje egzaminu. Nikt nie ma wątpliwości, że jedyny sposób na pokonanie robali to pryskanie leżących odłogiem pól i nieużytków specjalnymi środkami chemicznymi. Pojawia się jednak pytanie, kto miałby wyłożyć na ten cel pieniądze i to niemałe? Gmina co roku na swój koszt pryska pobocza publicznych dróg. Nie może jednak opryskiwać terenów prywatnych, bo nie pozwalają jej na to przepisy. - Opryski były prowadzone już w maju. W tym roku wydaliśmy na ten cel blisko 8 tys. zł. Za rok znów je powtórzymy. To wszystko, co możemy zrobić - tłumaczy Aneta Nowak z Urzędu Miasta w Chrzanowie. Za pryskanie terenów prywatnych mieszkańcy muszą zapłacić sami. To jednak spore koszty i nie każdego stać na taki wydatek. - Jedna buteleczka tego środka wystarcza na dwukrotne spryskanie posesji. A opryski trzeba powtórzyć kilka razy. W deszczowe dni to nawet częściej, bo woda wszystko zmyje - mówi sołtys Balina i chrzanowski radny Tadeusz Mikłas. Jego zdaniem nie można jednak powiedzieć, że gmina zostawiła mieszkańców samym sobie. Opryski, które są prowadzone, na pewno coś dają. Mogłyby być jednak bardziej skuteczne, gdyby gmina wykonywała je kilkakrotnie, a nie tylko raz. LIZ