Dziewięciodniowe święto przyciąga do Krakowa rokrocznie tysiące turystów: z USA, Izraela, Francji, Włoch i Niemiec. W Nowym Jorku, który jest największym po Izraelu skupiskiem Żydów, Kraków kojarzony jest przede wszystkim z wielkim festiwalem, a nie z Wawelem, średniowiecznym Rynkiem czy elitarną kulturą. - To bardzo ważne wydarzenie, przez zabawę i sztukę pokazujące wspólną historię Polaków i Żydów - podkreślał w zeszłym roku dr Michael C. Steinlauf, zajmujący się kulturą i historią Żydów wschodnioeuropejskich. Żadnego zbawiania świata - Największym sukcesem festiwalu jest fakt, że ludzie zaczęli postrzegać kulturę żydowską, jako część kultury europejskiej - mówi dyrektor festiwalu Janusz Makuch. - Nie chcę mówić, że zmieniamy ludzi, że przez nas doznają jakiegoś objawienia, ale coraz więcej osób, szczególnie młodych, rozumie, ile zawdzięczamy sobie nawzajem. Na potwierdzenie swoich słów, przytacza liczby. W 1939 roku, tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, co czwarty obywatel Krakowa był Żydem. Gdyby nie holocaust, prawdopodobnie do dziś byłoby podobnie. Oczami mieszkańców Mieszkańcy Kazimierza nie witają corocznej imprezy z wielkim entuzjazmem, choć widzą płynące z niej korzyści. - Z jednej strony, mogłem wziąć własne krzesło i iść oglądać i słuchać koncertów, ale z drugiej strony, to trochę dopust, szczególnie dla tych, którzy mieszkają przy ul. Szerokiej - opowiada Adam Staśkiewicz, który kupił mieszkanie w jednej z nowych "plomb". - To fajna impreza, choć sąsiedzi na ten czas zwykle wyjeżdżają. Tak to już jest, że jak ktoś mieszka koło stadionu, to na mecze nie chodzi. - Na Kazimierz nie przychodzą ludzie przypadkowi, których można spotkać np. na dyskotece - tłumaczy Krzysztof Starzak, współwłaściciel pubu "Zbliżenia" na Placu Nowym. - Trudno to ocenić, ale szacuję, że na sam Festiwal przyjeżdża co trzecia osoba, którą w tym okresie można spotkać na Kazimierzu. Wielu z nich to turyści z zagranicy. Słychać język angielski, niemiecki, ale także włoski czy hiszpański. Zdaniem Krzysztofa Starzaka, widzowie nie przychodzą na festiwal tylko ze względu na zamiłowanie do kultury żydowskiej. - To po prostu świetna impreza, bez żadnych narodowych podtekstów - podkreśla. Pierwszy festiwal odbył się już w 1988 roku. W tym roku doczekaliśmy się 17 odsłony. Jedyny taki na świecie Wart podkreślenia jest fakt, że w żadnym innym miejscu na świecie, tego typu wydarzenie się nie odbywa. Nowojorscy Żydzi, zazdroszcząc Krakowowi wydarzenia, zorganizowali własny festiwal. Miał on dopiero dwie edycje i nie zgromadził takich tłumów jak ten w Krakowie. Chociaż organizatorzy imprezy nie wykupują wielkich plakatów, na których reklamują festiwal, a raczej przekazują informacje pocztą pantoflową, co roku na Kazimierz zjeżdżają turyści z całego świata. - Polacy często postrzegają samych siebie jako antysemitów, jednak prawda jest taka, że tego typu impreza nie byłaby możliwa w żadnym innym miejscu na świecie - wyjaśnia Janusz Makuch. Dodaje, że nie miał nigdy problemów z antysemitami, a na zakończenie cytuje słowa rabina: Pluralizm jest wolą Boga, a co ludzie robią w imię Boga, to inna sprawa. Ewelina Zambrzycka, Jerzy Kłeczek